Być legendą: Marian Kasprzyk
Gdyby w Polsce można było komuś z marszu postawić pomnik, to myślę, że Marian Kasprzyk jest idealnym kandydatem. Życiorys naszego mistrza to istna huśtawka nastroju. Mimo wielu przeciwieństw został bokserskim mistrzem olimpijskim. Bił niesamowicie mocno. Rywale trzęśli się po prostu na jego widok. Niedługo legenda będzie obchodzić 81. urodziny.
Marian Kasprzyk urodził się 22 września 1939 roku w Kołomani koło Kielc.
Wraz z rodzicami i sześciorgiem starszego rodzeństwa spędził ostatnie lata wojny u bauera na terenie Niemiec (Fraustadt), gdzie ojciec przymusowo pracował. Po zakończeniu wojny cała rodzina osiadła na Ziemiach Zachodnich w Ziębicach. Tam chodził do szkoły, zetknął się ze sportem i zaczął uprawiać boks w miejscowej Sparcie (1955-1957), a potem w Nysie Kłodzko (1957-1958). Marian Kasprzyk miał jednak ciężki sportowy wybór, bo oprócz boksu interesował się też piłką nożną…
Nie ma nic lepszego od boksu
Marian Kasprzyk wiedział, że nie mógł pogodzić obu sportów i ostatecznie wybrał boks, a swoim wyborze wspominał w niedawnej rozmowie z TVP Sport:
„ Wszystko przez brata. Było nas czterech, a trzech grało w piłkę. Najstarszy z braci – Mirek – trenował też boks. Mieliśmy w domu rękawice i często mnie zaczepiał: – Marian, pobijemy się? Brat był silniejszy, ale ja byłem bardzo ambitny. Dobrze mnie znał. Zaczął mnie namawiać, abym wybrał się na trening. Już po dwóch zajęciach trener wystawił mnie w meczu ligowym. Akurat brakowało zawodnika w wadze koguciej do 54 kilogramów. Wygrałem pierwszą walkę, wygrałem też drugą i… boks mnie wciągnął. Nadal jednak kopałem piłkę. Mój dzień wyglądał tak: do południa piłka, a po południu boks. Na dłuższą metę to było nie do pogodzenia.”
„Miałem już za sobą 15-20 walk, gdy postawiłem na boks. Chociaż za moimi plecami trwała walka trenerów – tego od piłki, i tego od boksu. Każdy z nich chciał mnie w swojej drużynie. Byłem jednak zdecydowany na boks.”
Bokserski talent
Marian Kasprzyk szybko zaczął pokazywać swój bokserski kunszt. W wieku 19 lat pokonał znanego boksera z NRD – Voigta. Następnie został zauważony przez znany klub Stal Bielsko-Biała. W pierwszym pojedynku w barwach tego klubu pokonał na punkty z Henrykiem Niedźwieckim, który był brązowym medalistą olimpijskim z Melbourne. Stało się zatem jasne, że na polskim rynku wyrosła nowa gwiazda. Ówczesny trener kadry Feliks „Papa” Stamm zaczął poważnie myśleć o kandydaturze Kasprzyka do reprezentowania Polski na igrzyskach olimpijskich w Rzymie w 1960 roku.
Pieniądze? A komu to potrzebne?
Marian Kasprzyk przez praktycznie całą swoją karierę nie mógł liczyć na wielkie pieniądze z tytułu walk bokserskich. Ciekawostką jest to, że w okolicach 1960 roku za walkę otrzymywało się… obiad.
Marian Kasprzyk podobnie jak inni bokserzy utrzymywał się z pracy w olbrzymim zakładzie pracy. To również tam nasza bokserska legenda trenowała swoją wytrzymałość i hart ducha. Treningi bokserskie odbywały się tylko trzy razy w tygodniu.
Starcie gigantów
Z danej kategorii wagowej na igrzyska olimpijskie mógł wyjechać tylko jeden bokser. Trener Feliks Stamm miał przed igrzyskami w Rzymie nie lada problem, ponieważ w wadze lekkopółśredniej musiał wybrać z dwójki: Marian Kasprzyk i Jerzy Kulej. O wyborze miały zadecydować mistrzostwa Polski.
„Z Jurkiem przegrałem, ale po bardzo wyrównanej walce. O wszystkim na koniec decydował trener Stamm. Dla niego ważne były zgrupowania, wewnętrzne sparingi. Nie był zwolennikiem zmiany stylu boksowania pod konkretnego rywala. Uważał, że lepiej doskonalić to, co zawodnik potrafi – jego naturalne ruchy i ciosy – niż na siłę go zmieniać. Na zgrupowaniu w Cetniewie doszło do kolejnego sparingu z Jurkiem. Poza ringiem byliśmy kolegami, ale gdy boksowaliśmy, to nie było zmiłuj. Na koniec zgrupowania doszło do zebrania trenerów. Podjęto decyzję, że to ja pojadę do Rzymu.” – mówi Marian Kasprzyk w wywiadzie dla TVP Sport
Mańkut niewygodny dla przeciwnika
Marian Kasprzyk był postrachem dla rywali. Wpływała na to jego technika, zacięcie, ale również to, że był mańkutem. Do dzisiaj ciężko walczy się z zawodnikiem, który jest leworęczny. Co ciekawe Marian Kasprzyk bił głównie lewą ręką, ponieważ w młodości razem z bratem miał jedną parę rękawic do dyspozycji. Panowie zakładali więc po jednej rękawicy i wówczas Marian Kasprzyk wypracował sobie styl mańkuta.
Treningi u „kata”
Marian Kasprzyk był trenowany przez wybitnego trenera Feliksa Stamma. Kasprzyk wspomina go tak:
„Po pierwszym zgrupowaniu przyjechałem do Bielska i… byłem jak dziad. Nie miałem siły. Przez tydzień nie chodziłem na treningi. Ale gdy już odpocząłem, to poczułem się jak mistrz świata. Obozy kadry pozwoliły mi słuchać organizmu i samemu ocenić, kiedy należy trenować mocniej, a kiedy odpuścić.”
„Po latach śmiałem się, że chyba chciał ze mnie zrobić zawodowca. Był świetnym psychologiem. Nie miał tytułu doktora czy profesora, ale był w tym dobry. Potrafił prowokować. Raczej nie chwalił. Miał oko do zawodników. Zauważał to, czego nie widzieli inni trenerzy. Zwracał uwagę na detale, które trzeba było później poprawiać na treningach. Wiedział jednak, kiedy trochę odpuścić. Poszedłem kiedyś do Felka… Przepraszam, do trenera Stamma i mówię: – Panie Stamm, czuję się słaby. Nie mam zupełnie siły. Dał mi wtedy trzy dni wolnego. Ufał mi. Widział mnie codziennie, że naprawdę ciężko trenowałem.”
Rzym – 1960 rok
W 1960 roku odbyły się igrzyska olimpijskie w Rzymie. Marian Kasprzyk reprezentował Polskę w bokserskiej wadze lekkopółśredniej. 21-letni bokser stoczył na tych igrzyskach kapitalne pojedynki. W pierwszej walce znokautował hiszpańskiego króla nokautu – Carmelo Alfonso. Następne walki były popisem naszego boksera. Kasprzyk gromił swoich rywali wygrywając bezproblemowo na punkty. W II rundzie pokonał Węgra 5:0( Gyorgy Pala), a w ćwierćfinale w tym samym stosunku punktowym wygrał z reprezentantem ZSRR – Władimirem Jengibarianem.
Niestety Marian Kasprzyk w walce z reprezentantem ZSRR doznał poważnej kontuzji. Nad prawym okiem Kasprzyka utworzył się ogromny krwiak i nie dało się go zniwelować. Nasz reprezentant nie mógł z tego powodu wystąpić w półfinale… Wspaniały dla niego turniej olimpijski musiał zakończyć z brązowym medalem mimo że nie przegrał żadnej walki.
W 1961 roku Marian Kasprzyk wystąpił na mistrzostwach europy w Belgradzie. Nasz bokser wygrywał swoje walki i nie znalazł pogromcy aż do półfinałowego starcia. W nim uległ reprezentantowi ZSRR – Alojzowi Tuminszowi, który został późniejszym mistrzem Europy.
Problemy z prawem
Po wielkich bokserskich sukcesach Marian Kasprzyk stał się sławny. Niestety znaleźli się ludzie, którzy np. w restauracjach chcieli się z nim bić. Najpierw Marian Kasprzyk uderzył kapitana wojska polskiego, który po sylwestrowej nocy w Ziębicach bardzo chciał się z nim bić. Warto dodać, że to pijany kapitan jako pierwszy zaatakował boksera.
Po tym incydencie kapitan wraz z żoną poszedł zgłosić sprawę na milicję i Marian Kasprzyk trafił na dwa tygodnie do aresztu w Dzierżoniowie. Po tym jak „wojskowy” wycofał oskarżenie, Marian Kasprzyk wyszedł na wolność.
Problemów ciąg dalszy…
Niestety bójka z kapitanem wojska polskiego była dopiero wstępem do wielkich problemów Mariana Kasprzyka bowiem później bokser wdał się w bójkę z milicjantem i dostał wyrok: rok w więzieniu. Co gorsza został również dożywotnio zdyskwalifikowany z uprawiania jakiegokolwiek sportu.
Ostatecznie Marian Kasprzyk spędził w więzieniu osiem miesięcy, bo wyszedł za dobre sprawowanie. Został również przywrócony do sportu, ponieważ wstawili się za nim: zakład pracy, klub z Bielska-Białej, trener Feliks Stamm oraz nawet Milicja Obywatelska.
Powrót do ringu
Marian Kasprzyk obrał sobie za cel wyjazd na igrzyska olimpijskie do Tokio. Podczas obozów przygotowawczych trener Stamm kazał mu walczyć z aż trzema mistrzami Polski w różnych kategoriach wagowych. Pojawił się jednak mocny konkurent w postaci wyjazdu do Tokio – Leszek Drogosz.
Obaj Panowie stoczyli walkę sparingową, w której Marian Kasprzyk posłał rywala na deski. Drogosz wstał i bokserzy przeboksowali swój pojedynek do końca. Po walce trenerzy zdecydowali, że na igrzyskach w wadze półśredniej Polskę będzie reprezentował Marian Kasprzyk.
Tokio – 1964 rok
Igrzyska olimpijskie w Tokio okazały się dla Mariana Kasprzyka niezwykle szczęśliwe. Zdobył na nich bowiem złoty medal. W finale walczył nawet ze złamanym kciukiem, ale i tak zdołał wygrać. Marian Kasprzyk pokonał następujących rywali:
w pierwszej kolejce zwyciężył 3:2 Chilijczyka Misaela Vilugrona, w drugiej pokonał 5:0 Siriru Alimiego (Nigeria), w ćwierćfinale wygrał 5:0 z Kichijro Hamadą (Japonia), w półfinale zwyciężył 3:2 Silvano Bertiniego (Włochy), a w finale wygrał 4:1 z Rickardasem Tamulisem (ZSRR) zdobywając złoty medal.
W finałowym pojedynku Marian Kasprzyk po złamaniu kciuka praktycznie walczy tylko jedną rękę i zadaje mniej ciosów niż zwykle. Kasprzyk zdrową, lewą rękę zdołał nawet powalić Tamulisa na deski, ale nie miał na tyle siły w kontuzjowanej ręce, aby skończyć walkę przed czasem. Mimo to został mistrzem olimpijskim!
Po finałowej walce Marian Kasprzyk nie czuł bólu w kontuzjowanej ręce i nie pojechał do szpitala. Co ciekawe dopiero następnego poranka poczuł ból i musiał mieć założony gips.
Nasz mistrz wywiózł z Tokio złoty medal, ale również… skórzane spodnie oraz ubrania, które kupił swojej ówczesnej dziewczynie. Co ciekawe za mistrzostwo olimpijskie Marian Kasprzyk otrzymał tylko… 30 dolarów
Film pt. „Bokser”
Po sukcesie olimpijskim życie Mariana Kasprzyka zostało wykorzystane jako idealny scenariusz filmowy. W filmie pt. „Bokser” w rolę Mariana Kasprzyka wcielił się Daniel Olbrychski.
„Uważam, że Daniel dobrze zagrał. Chociaż on nie był z siebie zadowolony. Tłumaczył mi później: – Panie Marianie, byłem młody i brałem wtedy wszystkie role. Nie wszystkie wątki mi się też podobały. Jak ten, gdy napadam z kastetem na swojego kolegę, którego w filmie zagrał… Leszek Drogosz. Dla mnie to było niepojęte, bo w rzeczywistości byliśmy kolegami. Bić mogliśmy się tylko w ringu. Ogólnie jednak film mi się podobał. Oglądałem go tyle razy, że znam już na pamięć.”
Meksyk – 1968 rok
Igrzyska olimpijskie w Meksyku były ostatnimi w karierze Mariana Kasprzyka. Nasz bokser jechał do Meksyku jako faworyt i był wspaniale przygotowany. Niestety splot złych okoliczności sprawił, że przegrał już w pierwszej rundzie. Nasz mistrz długo czekał na swoją pierwszą walkę, a jak już się jej doczekał, to… pękły mu spodenki.
Gdy sędzia zauważył problem Kasprzyka, dał mu minutę na zmianę spodenek, a co ciekawe nasz bokser nie zabrał zapasowych. Ostatecznie spodenki naszemu bokserowi podarował masażysta – Stanisław Zalewski. Niestety mistrz olimpijski z Tokio był już dość mocno rozkojarzony wszystkimi złymi wydarzeniami i nie walczył wybitnie w związku z czym przegrał swoją walkę.
Ostatnie lata kariery
Marian Kasprzyk swoją bogatą karierę zakończył w 1976 roku. Po igrzyskach w Meksyku walczył w Polsce w barwach dwóch klubów: Górnika Wesoła (1970-1974) i Górnika Pszów (1975-1976).
W sumie stoczył 270 walk wygrywając 232, remisując 10 i przegrywając 28. Po zakończeniu kariery zawodniczej był trenerem Górnika Knurów, Górnika Wesoła, Górnika Pszów i BBTS Bielsko.
Marian Kasprzyk zapisał się na złotych kartach historii polskiego pięściarstwa. Dziękujemy legendo!