03/12/2024

Sportowy Fanatyk

Strona dla fanów sportu. Znajdziesz tu kalendarium urodzinowe, aktualności, ciekawostki oraz wspomnienia z pamiętnych wydarzeń sportowych.

Jan Kowalczyk – mistrz po wielu przejściach

Jan Kowalczyk jest jedynym w historii Polski mistrzem olimpijskim w jeździectwie w skokach przez przeszkody. Jego sukces na igrzyskach w Moskwie był jednak poprzedzony wieloma igraszkami losu. Czas zatem przyjrzeć się historii legendy polskiego jeździectwa i jednocześnie członka Wojska Polskiego.

Jan Kowalczyk urodził się 18 grudnia 1941 roku w Drogomyślu. Również w tej miejscowości zaczynał swoją karierę jeździecką w klubie LZS Drogomyśl. Pierwsze jazdy na koniu miał za sobą już w wieku 8 lat. Korzystał wówczas z koni sąsiadów, ponieważ jego tata pracował w fabryce i nie miał żadnego konia. W 1953 roku przesiadł się na konia sportowego o imieniu Famos.

Pierwsze sukcesy

W 1956 roku Jan Kowalczyk odniósł pierwsze zwycięstwo w konkursie skoków przez przeszkody w Żywcu (koń: Dapczyk). Bardzo ważnym momentem w karierze Kowalczyka był kurs jeździecki w Sierakowie w 1957 roku, w którym brał udział. Wówczas 16-letni jeździec był szkolony przez Jana Mossakowskiego z klubu Cwał Poznań oraz Wiktora Olędzkiego.

W tym samym roku Jan Kowalczyk m.in. dzięki Mossakowskiemu odszedł do Cwała Poznań i w tym klubie rozwinął skrzydła na dobre. W jego barwach zdobył pierwszy w karierze tytuł mistrza Polski w 1958 roku w konkurencji WKKW (Wszechstronny konkurs konia wierzchowego). Godnym odnotowania jest fakt, że Kowalczyk nie był wówczas jeszcze pełnoletni, a już wygrywał konkursy ze znacznie bardziej doświadczonymi rywalami.

Ukoronowaniem występów w barwach Cwała Poznań było zwycięstwo Jana Kowalczyka na międzynarodowych zawodach w Moskwie w 1960 roku. To właśnie tam odniósł swoje pierwsze zwycięstwo za granicą. Polak imponował tam inteligencją i świetną techniką.

Foto: legia.com

Parę słów o technice…

Parę lat temu Jan Kowalczyk udzielił wywiadu portalowi TylkoSkoki.pl, w którym w ten sposób wypowiedział się o technice skoku:

– Podczas skoków oko trzeba mieć. Gdy człowiek jedzie na koniu, musi mu podyktować, kiedy ma być odbicie. Jeśli za blisko podprowadzi – błąd. Jeśli za daleko podprowadzi – błąd. To jest właśnie wtedy wina jeźdźca, bo nie ma tego oka.


Przerwana kariera

Co ciekawe po udanych startach w 1960 roku, Jan Kowalczyk niespodziewanie przerwał swoją karierę jeździecką i na jakiś czas stracił kontakt z końmi. Na taki stan sytuacji miało wpływ parę rzeczy. Najpierw Jan Kowalczyk wraz ze swoim bratem przez 10 miesięcy pracował w kopalni. Później musiał odbyć obowiązkową zasadniczą służbę wojskową. Mimo wszystko po tych wydarzeniach utalentowany jeździec w marcu 1962 roku wrócił do uprawiania sportu.

Wierny Legii do końca kariery

Gdy Jan Kowalczyk wrócił do jeździectwa, zasilił barwy Legii Warszawa. Jak się później okazało, reprezentował ten klub do końca kariery. Nasz czołowy jeździec otrzymał wspaniałe warunki do rozwoju swoich umiejętności. Nie musiał się również bać o swoją sytuację w pracy, gdyż był stale zatrudniony w wojsku. Miał do dyspozycji najlepsze konie: Laruma, Drobnicę oraz Roncevala.

Międzynarodowe zwycięstwa

Z czasem Jan Kowalczyk zaczął odnosić zwycięstwa rangi CHIO. Polak zwyciężył m.in. w Rotterdamie i Akwizgranie. W 1968 roku tuż przed igrzyskami olimpijskimi w Meksyku wygrał konkurs mistrzów. Przeszkody były wówczas usadowione na wysokości 170 cm. Był to sukces, który stawiał naszego zawodnika w gronie faworytów do wygrania konkursu olimpijskiego.

Pech olimpijski

Na igrzyskach w Meksyku doszło do sytuacji, w której Kowalczyk z miejsca stracił szansę na indywidualny medal. Jego koń – Drobnica nagle odmówił skakania. Dla Drobnicy jakakolwiek przeszkoda była barierą nie do przejścia. Tym samym Jan Kowalczyk nie mógł dosiadać Drobnicy podczas olimpiady.
 Co ciekawe w późniejszym czasie Drobnica urodziła klaczkę, a później niestety trafiła na rzeź.

Na igrzyskach w Meksyku Jan Kowalczyk nie wystartował w konkursie indywidualnym. Swoich sił spróbował tylko w konkursie drużynowym, w którym Polska zajęła 11. miejsce. Nasz czołowy reprezentant dosiadał konia o imieniu Bronz.

Foto: Stanisław Konopka

Los nie oszczędzał Jana Kowalczyka także w następnych latach. Po tym, jak nasz jeździec przestał dosiadać Drobnicy, na horyzoncie pojawił się Handżar – ogier pełnej krwi angielskiej. Jan Kowalczyk był bardzo zadowolony z pracy tego konia i to na nim miał wystartować na igrzyskach w Monachium w 1972 roku. Niestety Handżarowi w dniu zawodów pękło serce, a Kowalczyk przeżył kolejny dramat.

Jak się później okazało, Handżar był bardzo wrażliwy na zastrzyki. I właśnie tego ostatniego zastrzyku w swoim życiu, w którym miał podane witaminy – nie zniósł. Tym samym po raz kolejny Jan Kowalczyk nie wystartował w konkursie indywidualnym.

Inaczej było w konkursie drużynowym, gdzie nasz najlepszy zawodnik miał do dyspozycji – klacz o imieniu Jastarnia. Niestety nie była ona w pełni formy, ponieważ była wówczas źrebna. Do igrzysk w Monachium była szykowana jako rezerwowy koń, bo przecież nikt się nie spodziewał jaki dramat rozegra się z Handżarem. Polacy w konkursie drużynowym zajęli 12. miejsce.

Na igrzyska w Montrealu w 1976 roku Kowalczyk nie pojechał z co najmniej paru przyczyn. Najważniejszymi z nich były ogromne koszty wyjazdu, ale również problemy z koniem. Miał on bowiem w swojej krwi wirusa, a w Kanadzie, gdzie odbywały się igrzyska, przepisy sanitarne były surowe, co wykluczało udział podstawowego konia Kowalczyka w olimpiadzie.

Chwile radości poprzedzone kolejnym dramatem

Stało się zatem jasne, że Jan Kowalczyk zrobi wszystko, aby pojechać na igrzyska olimpijskie do Moskwy w 1980 roku. Nasz zawodnik celował tam w dobry wynik i liczył też, że wreszcie pozbędzie się olimpijskiego pecha.

Na miesiąc przed rywalizacją w Moskwie w życiu Kowalczyka rozegrał się jednak kolejny dramat… Najlepszy polski jeździec złamał bowiem na zawodach w Szczecinie obojczyk. Jego koń Artemor był bardzo nerwowy i musiał się nim ktoś zająć na czas rekonwalescencji Jana Kowalczyka.

Bojowego zadania podjął się II trener olimpijskiej reprezentacji narodowej – Krzysztof Koziorowski. To on przez trzy tygodnie ujeżdżał Artemora, tak, aby ten nie stracił wigoru i kondycji. Wszystko nadzorował Jan Kowalczyk. Co ciekawe można powiedzieć, że obaj Panowie zamienili się rolami, bo wówczas nasz najlepszy jeździec przekazywał swoje uwagi dotyczące konia II trenerowi reprezentacji.

Jan Kowalczyk wsiadł pierwszy raz na Artemora zaledwie tydzień przed igrzyskami. Nie jeździł na nim zbyt dużo, ponieważ wykonał na nim tylko trzy skoki przez przeszkody. Jeden na wysokość 130 cm, a dwa skoki na wysokość 150 cm.

Ciekawostką jest to, że przed igrzyskami Artemor był bardzo niespokojny. Dopiero gdy Jan Kowalczyk zmienił swój strój z fraka na mundur, to Artemor wyraźnie się rozweselił.

Ostatecznie przyszedł dzień rywalizacji indywidualnej i tym razem nic nie stanęło na przeszkodzie Jana Kowalczyka. Zarówno on, jak i Artemor wspaniale współgrali. Po dwóch fantastycznych przejazdach stało się jasne, że Jan Kowalczyk zostaje mistrzem olimpijskim w jeździectwie (konkurencja: skoki przez przeszkody). Oprócz złota w rywalizacji indywidualnej Jan Kowalczyk dołożył jeszcze do swojego dorobku srebro w konkursie drużynowym.


Po igrzyskach forma dalej wyborowa

Sukces olimpijski jeszcze bardziej napędził Jana Kowalczyka. Nasz mistrz wygrywał konkurs za konkursem. W 1982 roku dla przykładu uzbierał aż 32 zwycięstwa.
Liczne wygrane sprawiły, że w 1983 roku Jan Kowalczyk wyjechał do Włoch i tam trenował młodych zawodników, ale również sam startował.

Bogatą karierę Jan Kowalczyk zakończył w 1991 roku startując w mistrzostwach Polski w Łęcku. Był to ostatni oficjalny występ naszego mistrza, który dosiadał wówczas konia o imieniu Festyn.
Trzeba dodać, że w całej swojej karierze Jan Kowalczyk wygrał około 650 konkursów jeździeckich licząc łącznie skoki przez przeszkody i WKKW.

Ostatnie lata życia

W ostatnich latach co jakiś czas Janowi Kowalczykowi doskwierały problemy ze zdrowiem. Niestety na początku 2020 roku jego stan zdrowia gwałtownie się pogorszył i nasz mistrz odszedł od nas 24 lutego br.

Na jego pogrzebie pojawiło się kilkaset osób. Nic jednak dziwnego w końcu Jan Kowalczyk jest jedynym polskim mistrzem olimpijskim w jeździectwie. I chyba tak długo już pozostanie. Jego kariera była przepiękna. Nasz mistrz musiał wiele przejść, aby zdobyć upragnione złoto olimpijskie. Na całe szczęście udało się Dzięki za wszystko mistrzu!

Foto: Wikipedia Commons

Źródła:
1) Informacja własna
2) Sport Krakowski – mistrz i konie jego życia
3) olimpijski.pl
4) Equista

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *