Joanna Oleksiuk: Celem jest pokonanie granicy siedmiu metrów
Joanna Oleksiuk jest niepełnosprawną lekkoatletką, specjalizującą się w konkurencjach rzutowych. 29-latka z występu na występ notuje coraz lepsze wyniki. W rozmowie ze mną opowiada o przygotowaniach do najważniejszych zawodów, celach na sezon 2021, o ambicji oraz o sportowym hobby.
Dawid Franek: Za panią bardzo dobry początek sezonu. Zanotowała pani m.in. rekord życiowy w rzucie dyskiem, czy też świetne występy w rzucie oszczepem. Poprawia pani też wyniki w pchnięciu kulą. Zmieniło się coś u pani w przygotowaniach do sezonu 2021 względem ubiegłych lat?
Joanna Oleksiuk: Obecnie mamy dziwne czasy, ale sport powoli wraca do normalności. Względem poprzedniego sezonu jest więcej możliwości przygotowawczych. Od listopada większość czasu spędzam na obozach treningowych.
Jak konkretnie wyglądają pani przygotowania do sezonu?
Jest kilka aspektów treningu. Przygotowuję się pod względem siłowym, wytrzymałościowo-dynamicznym oraz technicznym. Wszystkie aspekty należy połączyć, aby osiągnąć sukces. Szczególnie ważne jest przygotowanie na siłowni, bo jeśli odpuszczam przez jakiś czas trening w tym miejscu, to później odczuwam to przy próbach technicznych. Jestem taką zawodniczką, że muszę być cały czas w pełnym gazie, aby osiągać dobre wyniki.
Przed lekkoatletyką trenowała pani także pływanie i wioślarstwo. Co sprawiło, że przeniosła się pani z tych dyscyplin do „królowej sportu”?
Największą przyczyną były kolejne operacje w moim życiu. Idąc na nie, wiedziałam, że bardzo trudno będzie mi wrócić do wioślarstwa. Miałam to szczęście, że przez przypadek spotkałam moją obecną panią trener, która zaproponowała przejście do lekkiej atletyki. Zmienił się u mnie pewien status, bo nie chodziłam już o kulach, tylko jeździłam na wózku inwalidzkim i pojawiła się opcja, aby startować w lekkiej atletyce z pozycji siedzącej. Wynika to z czterokończynowego porażenia dziecięcego z niedowładem kończyn dolnych i górnych ze spastycznością. Co do pływania, to trenowałam tę dyscyplinę w okresie dzieciństwa, ale później wiadomo, że przychodzi okres, gdzie chce się spróbować czegoś innego i trafiłam do wioślarstwa. Z perspektywy czasu cieszę się, że brałam udział w zawodach wioślarskich.
Dlaczego?
Dzięki temu mogłam startować na zawodach rangi międzynarodowej, reprezentować kraj na mistrzostwach świata, mistrzostwach Europy, czy też Pucharach Świata. Do tego dochodzi obcowanie z wodą, które zawsze jest bliskie mojemu sercu. Wioślarstwo to z drugiej strony trudna dyscyplina do trenowania, szczególnie jeśli chodzi o moje schorzenia. Mój organizm mocno odczuwa, gdy jest zimno i wieje wiatr, bo wtedy moja spastyczność się pogłębia. Mimo wszystko nie żałuję treningów wioślarskich, bo dawne doświadczenia pomagają mi także teraz w lekkiej atletyce. Wynika to z tego, że jestem już nauczona ciężkiego treningu.
Wcześniej wspomniała pani o swojej trenerce. Jest nią Renata Chilewska, legenda polskiego i światowego para olimpizmu. Jak pani odnajduje się we współpracy z trenerką?
Mam to ogromne szczęście, że trafiłam na panią Renatę. Nasza współpraca jest na bardzo dobrym poziomie. Dogadujemy się także w sprawach pozasportowych. Myślę, że to nas niesie do przodu w sporcie. Osiągam satysfakcjonujące wyniki, a może być jeszcze lepiej.
W wioślarstwie zobaczyła pani, jak wygląda ciężki trening i w lekkiej atletyce jest podobnie. Wchodząc jednak do tego sportu, musiała się pani nauczyć sporo nowych rzeczy. Czy był taki moment, kiedy miała pani ochotę powiedzieć stop i się poddać?
Nie było takiego momentu, ponieważ od najmłodszych lat moim marzeniem było zostać wielką sportsmenką i być w gronie paraolimpijczyków. Cały czas miałam jasno określony cel. Dzięki temu, że moja pani trener jest doświadczona, to jestem jeszcze bardziej nakręcona na ciężką pracę. Wiadomo przejście z wioślarstwa do pchnięcia kulą to ruch odwrotny, więc musiałam się sporo nauczyć, ale jestem ambitną zawodniczką. Jeśli wyznaczę sobie jakiś cel, to robię wszystko, aby go osiągnąć.
W lekkiej atletyce specjalizuje się pani w konkurencjach technicznych. Która z nich sprawiała pani największy problem na początku przygody z królową sportu? W której z nich najciężej było rozpocząć trening?
Najtrudniej jest w rzucie oszczepem, ze względu na moje schorzenie porażonych kończyn z przewagą porażonej prawej kończyny, którą rzucam. Trzeba wykonać ogromną pracę, aby ten oszczep zechciał polecieć jak najdalej. Muszę niestety trenować rzut oszczepem, bo oszczep w mojej kategorii F33 jest połączony z kategorią F34, gdzie rywalizują nieco zdrowsze dziewczyny. Nie mogę niestety dokonać zmiany na rzut dyskiem. Dobra informacja jest taka, że podczas igrzysk paraolimpijskich w Tokio rzut oszczepem będzie jako pierwszy. Jeśli więc uda mi się pojechać na te zawody, to stres zrzucę z siebie już po pierwszym starcie. Najważniejsze bowiem jest pchnięcie kulą i to w tej konkurencji będę chciała powalczyć o jak najlepszy wynik. Mam nadzieję, że będzie to medal paraolimpijski.
Dużo czasu zajmują pani treningi i rozwój kariery lekkoatletycznej, ale bierze pani także udział w zawodach biegowych, gdzie startuje również pani mąż. Skąd się wziął pomysł na taką formę spędzania czasu?
Jesteśmy bardzo sportowym małżeństwem. Mój mąż amatorsko trenuje triathlon i przygotowuje się do całego dystansu Ironmana. Gdy po operacjach, które miały komplikacje, byłam zmuszona więcej korzystać z wózka, to mój mąż zaproponował, abyśmy razem biegali. Wiedział, że mam silne ręce i nie wysiedzę sama w domu. Teraz jednak wiadomo, że czasu na bieganie jest bardzo mało i muszę skupić się na rzeczach ważniejszych.
Czyli w takiej sytuacji można powiedzieć, że mąż jest dla pani natchnieniem, bo to, że jest mocno zaangażowany w sport, na pewno pani pomaga.
Zgadza się. Oboje wspólnie się nakręcamy. Ostatnio mój mąż biegł w maratonie i ostatnie trzy kilometry były dla niego bardzo trudne, ale wtedy pomyślał o mnie i stwierdził, że skoro ja jako osoba niepełnosprawna radzę sobie i walczę o spełnienie marzeń, to on także da radę. Wtedy znajduje w sobie większą moc, aby dokończyć to, co zaczął. Tak samo jest w drugą stronę. Gdy widzę, że mąż po pracy ostro trenuje, to wtedy też otrzymuję pozytywną energię.
Kończąc wątek biegów, chciałbym zapytać o ważną kwestię. Na jakich dokładnych zasadach się one odbywają i na jakim dystansie?
Na początku mieliśmy tzw. system zmianowy, czyli 500 metrów biegł mąż razem ze mną, pchając mój wózek, a później ja „biegłam” sama bez asekuracji, a on obok mnie. Nasz rekord pod względem przebiegniętego dystansu to dziesięć kilometrów. Wtedy dalej mieliśmy system, ale zmiana była po kilometrze.
W czerwcu czekają nas mistrzostwa Europy, a dwa miesiące później igrzyska paraolimpijskie w Tokio. Mówiła pani wcześniej, że przygotowania rozpoczynają się w listopadzie. Czy w takim razie należy przygotować dwa szczyty formy?
Jak najbardziej. Robimy dwa podejście pod uzyskanie jak najwyższej formy. Najpierw jeden szczyt jest na mistrzostwa Europy, a później zaczyna się druga faza treningu przed igrzyskami paraolimpijskimi. Obecnie przeplatamy ze sobą sporo ćwiczeń dynamicznych. Tuż przed mistrzostwami Europy przejdziemy na lżejsze kule, aby się rozrzucać i faktycznie coraz lepiej łapać dynamikę. Jeśli będziemy po mistrzostwach i wszystko pójdzie pomyślnie, to wejdziemy na cięższą siłowni, żeby poziom siły znowu podskoczył. Później ponownie zejdziemy z cięższego treningu i skupimy się bardziej na dynamice.
Nie bez powodu wspominam o mistrzostwach Europy, bo trzy lata temu właśnie podczas imprezy tej rangi wywalczyła pani swój największy sukces w karierze, czyli srebro w pchnięciu kulą. Spodziewała się pani wówczas, że uda się zdobyć medal i czy była szansa nawet na złoto?
Jeśli chodzi o tamte mistrzostwa Europy, to był mój debiut w lekkiej atletyce. Nie nastawiałam się na nic wielkiego, ale wiedziałam, że medal jest w moim zasięgu. Mam swoją zasadę, że staram się nie nakładać na siebie dodatkowej presji. Zawsze warto pamiętać, że u nas sporą rolę odgrywa także aspekt chorobowy, który ma wpływ na daną dyspozycję dnia. Ważna jest także chłodna głowa, aby się nie spinać. Udało mi się wywalczyć srebro i czułam wtedy wielką dumę. Dzięki temu sukcesowi pracowałam później jeszcze ciężej i teraz jestem w tym miejscu, w którym jestem. Natomiast złoty medal w Berlinie był poza moim zasięgiem.
Jakie bariery wynikowe chce pani pokonać na dwóch zbliżających się imprezach?
W pchnięciu kulą marzę o tym, aby złamać granicę siedmiu metrów. Wiem, że jestem w stanie to zrobić. Tak jak jednak wcześniej wspomniałam, nie narzucam sobie presji, bo to nie pomaga, a wręcz szkodzi. Po ostatnich mistrzostwach Polski wiem, że moja dyspozycja jest bardzo dobra. Z zawodów na zawody dokładam kolejne centymetry. Jestem już blisko wyrównania najlepszego wyniku z poprzedniego sezonu. Chciałabym osiągnąć siedem metrów już na mistrzostwach Europy, ale pani trener mówi, że celem jest złamanie tej granicy na paraolimpiadzie. Mam nadzieję, że finalnie stanę na podium w Tokio, ale do tego jest jeszcze trochę czasu.
Fotografie pochodzą z mediów społecznościowych Joanny Oleksiuk
Zachęcam do zaglądania na profil Joanny Oleksiuk na facebooku, gdzie możecie znaleźć bieżące informacje o jej startach —-> LINK
Czytaj także:
Janusz Kusociński – złoty człowiek z tragiczną historią