Polskie asy żużlowych torów
Od czasów powojennych kształtował się w Polsce sport żużlowy. W latach PRL-u był niezwykle popularny. Na początku istnienia polskiej ligi trzeba było rozgrywać eliminacje do drużynowych mistrzostw Polski. Zawody cieszyły się sporą estymą. Przez te wiele lat spośród setek zawodników wyłaniały się legendy, o których trzeba pamiętać. Wybrałem dziesięciu takich żużlowców.
Alfred Smoczyk – pierwszy rycerz czarnego toru
Pierwszy z żużlowców, który wyprzedził swoją epokę. W 1949 roku nie potrafił znaleźć pogromcy. Wygrywał, kiedy chciał i z olbrzymią łatwością, pobijając przy okazji 5 rekordów torów na całym świecie. Za granicą kibice rzucali za nim kwiaty. Został indywidualnym mistrzem Polski oraz wygrał ligę w barwach Unii Leszno. Musiał odbyć służbę wojskową, więc na sezon 1950 trafił do CWKS-u Warszawa. Nie wiedział jednak, że ten rok będzie jego ostatnim na żużlowych torach.
Warto w tym momencie sięgnąć do książki Andrzeja Martynkina pt. „Czarny Sport”
„Wieczór 26 września 1950 roku. Szosą Gostyń-Leszno, pustej o tej porze, mknie czerwona Jawa.
– Alfred! Wolniej! Po co tak pędzić – słowa kolegi ulatują z wiatrem. Usłyszał?… Zachodzące słońce kładzie nienaturalnie długie cienie na asfalcie. Zaraz długi łuk w prawo. Zna go doskonale, jak każdy metr okolicznych szos. Potem przejazd przez tory i już prawie będą w domu… Pochyla maszynę w prawo. Jakoś nienaturalnie ciężka, oporna. Mocniej, szybciej!… Połowa zakrętu. Siła odśrodkowa znosi na zewnątrz. Błyskawicznie zbliża się pobocze… inny grunt, inna przyczepność… Jeszcze wierzy, stara się opanować motocykl. Na moment wyrównuje. Drzewo! Ominąć! Kontra kierownicą. Zdąży? Trzask gniecionego żelaza, głuche uderzenie o pień…
Tak zginął pierwszy rycerz czarnego toru…”
Cztery razy został mistrzem Polski, choć wcześniej prawie stracił rękę
Florian Kapała czterokrotnie zdobywał indywidualne mistrzostwo Polski. Wcześniej jednak zmagał się wieloma upadkami, które mogły zakończyć jego karierę. W 1951 roku złamał nogę na zgrupowaniu na nartach w Zakopanem. Następnie za szybko wrócił na motocykl, nie utrzymał maszyny w ryzach podczas zawodów i spędził kolejne trzy miesiące w gipsie. Rok później Kapała prawie stracił rękę, po tym, jak ugrzęzła mu ona w szprychach wirującego koła.
Zawodnik urodzony w Szymanowie nie poddał się i kontynuował karierę. Zazwyczaj punktował w lidze na bardzo wysokim poziomie. W 1957 roku stał się bohaterem pierwszego głośnego transferu w historii polskiej ligi, gdy zamieniał Kolejarz Rawicz na Stal Rzeszów. Właśnie w rzeszowskich barwach wywalczył dwa tytuły drużynowego mistrza Polski (1960,1961).
W 1961 roku był członkiem złotej drużyny narodowej, która triumfowała w drużynowych mistrzostwach świata we Wrocławiu.
Antoni Woryna – pierwszy polski medalista IMŚ
Rybniczanin, który przez wiele lat był podporą reprezentacji Polski. Wywalczył w jej barwach 5 medali Drużynowych Mistrzostw Świata (dwa złote: 1965, 1966; jeden srebrny: 1967; dwa brązowe: 1970, 1971). Woryna w 1966 roku został pierwszym Polakiem, który zdobył medal indywidualnych mistrzostw świata. Na torze w Goteteborgu był trzeci. Cztery lata później we Wrocławiu powtórzył ten sukces.
Warto podkreślić, że Rybniczanin startował także w reprezentacji Finlandii. Skandynawowie przyjechali pewnego razu do Polski na dwa test mecze. W pierwszym spotkaniu wypadli bardzo słabo. Trener naszej reprezentacji, Józef Oleniczak wpadł na pomysł, aby Woryna w drugim pojedynku startował jako Fin. Miało to zapobiec spotkaniu do jednej bramki.
Wychowanek ROW-u Rybnik w trakcie swojej kariery miał kilka groźnych kontuzji, które pozbawiły go udziału w niektórych ważnych imprezach. Mimo to jego dorobek medalowy jest pokaźny, bo trzeba też podkreślić, że zdobył 9 tytułów drużynowego mistrza Polski. ROW Rybnik w latach 60-tych i na początku 70-tych zdominował rozgrywki ligowe.
Był szybki do momentu, gdy na tor wysypano trociny
Andrzej Wyglenda to dobry znajomy Antoniego Woryny z rybnickiej drużyny. W 1960 roku w debiutanckim meczu w Lesznie zdobył punkt, wykorzystując upadek zawodnika rywali. Niewielu wtedy myślało, że Wyglenda osiągnie wielkie sukcesy w trakcie swojej kariery. Cztery razy wywalczył tytuł indywidualnego mistrza Polski. Ma w swoim dorobku sześć medali drużynowych mistrzostw świata. Trzy razy prowadził Polskę do złota, zdobywając 11 punktów na 12 możliwych.
Andrzej Wyglenda nie miał szczęścia do występów w finałach indywidualnych mistrzostw świata. Często kwalifikował się do turniejów na słynnym Wembley. Tor na angielskim stadionie jednak nigdy Polakom nie służył. Był to inny typ owalu niż w naszym kraju. Wembley było niczym jajo. Pierwszy i drugi łuk trochę różniły się między sobą. W Polsce natomiast tory były odmierzone jak od cyrkla.
Nasz wybitny żużlowiec wspominał niegdyś, że przeczuwał ogromną szansę na medal przed finałem w 1964 roku w Goeteborgu. Na treningach miał zdecydowanie lepsze czasy niż rywale. W nocy była jednak ulewa i na drugi dzień tor nie nadawał się do jazdy. Szwedzi jednak na siłę zamierzali przeprowadzić zawody i wlali w wodę kilka ciężarówek trocin prosto z tartaku. W warunkach iście bojowych Wyglenda zajął 12. miejsce.
Sprawca jednej z największych niespodzianek w historii żużla
Jerzy Szczakiel w 1973 roku zdobył tytuł indywidualnego mistrza świata na torze w Chorzowie przy aplauzie 100-tysięcznej publiczności. Został pierwszym Polakiem, który wywalczył złoto w rywalizacji indywidualnej. W biegu dodatkowym o mistrzostwo pokonał wielkiego Ivana Maugera. Został najlepszym zawodnikiem na świecie, choć nikt na niego nie stawiał.
Szczakiel nie był jednak anonimowy. Dwa lata wcześniej we wspaniałym stylu wygrał wspólnie z Andrzejem Wyglendą mistrzostwo świata par. Polacy zdobyli komplet punktów. Był to jedyny taki sukces reprezentacji Polski w tych rozgrywkach. Szczakiel doskonale jeździł po zewnętrznej części toru, a Wyglenda przy krawężniku.
Gorzowianin z tragiczną historią w tle
Edward Jancarz przez 21 sezonów bronił barw Stali Gorzów. Zaledwie 4 razy schodził poniżej średniej 2 pkt/bieg w rozgrywkach ligowych. Był zawodnikiem świetnie wyszkolonym technicznie. W 1968 roku w swoim debiucie w finale indywidualnych mistrzostw świata w Goeteborgu zdobył brązowy medal. Został drugim Polakiem w historii, który dokonał takiego wyczynu.
Przez wiele lat był liderem reprezentacji Polski, ale dane mu było zdobyć tylko jeden złoty medal drużynowych mistrzostw świata. Były to zawody w Rybniku w 1969 roku, gdzie Jancarz wywalczył 11 punktów na 12 możliwych. Do tytułu z Rybnika dołożył także dwa srebrne medale oraz cztery brązowe.
Cieniem na karierę idola gorzowskich kibiców położył się wypadek, który miał miejsce w 1985 roku. Włoch Valentino Furlanetto uderzył w Edwarda Jancarza, który z całym impetem poleciał w bandę. Po tym zdarzeniu Jancarz nie był już tym samym zawodnikiem i człowiekiem. Po zakończeniu kariery popadł w alkoholizm. W 1992 roku zmarł ugodzony nożem przez własną żonę.
Zenon Plech – kawalarz jakich mało
Mówiono na niego „Super Zenon”. Już w wieku 19 lat wywalczył pierwszy tytuł indywidualnego mistrza Polski. Rok później (1973) zajął 3. miejsce w pamiętnym finale indywidualnych mistrzostw świata w Chorzowie. Zdobył wówczas 12 punktów, a lepsi od niego byli tylko Jerzy Szczakiel oraz Ivan Mauger. W 1979 roku rywalizacja o mistrzostwo ponownie toczyła się w Chorzowie. Plech wywalczył srebrny medal i znów przegrał z Ivanem Maugerem. Później przez 18 lat żaden z polskich żużlowców nie potrafił wspiąć się na podium indywidualnych mistrzostw świata.
Zenon Plech jest kojarzony ze Stalą Gorzów i Wybrzeżem Gdańsk. To te kluby reprezentował w polskiej lidze. W 1977 roku był bohaterem jednego z najgłośniejszych transferów w historii, kiedy Stal Gorzów na siłę próbowała zatrzymać zawodnika u siebie.
Na żużlowym torze jeździł przebojowo i skutecznie, a poza torem był „jajcarzem” jakich mało. Koledzy klubowi zawsze musieli na niego uważać, bo kawały robił bardzo często. Raz przykuł w kajdanki Edwarda Jancarza i Bogusława Nowaka i ci wyszli bardzo sztywno do przedmeczowej prezentacji z rękami z tyłu. Błagali Plecha, by nie stroił sobie żartów, a ten upierał się, że zgubił kluczyk od kajdanek. Ostatecznie przed zawodami kluczyk nagle się znalazł, a później Stal Gorzów pojechała po zwycięstwo.
Ten, który przywrócił blask polskiemu żużlowi
Tomasz Gollob to zawodnik, który obudził do życia polski żużel w latach 90-tych. Wielu widzi w nim najlepszego polskiego żużlowca w historii. Gdy zaczynał karierę w cyklu Grand Prix, to rywale po prostu go nie znosili. Nie podobało im się, że pojawił się ktoś nowy i od razu zamierza rozdawać karty w rywalizacji o najwyższe laury.
Gollob zachwycał swoją zadziornością. Jego szarże po zewnętrznej przyprawiały o zawrót głowy. Także w głowie się nie mieści, że musiał tak długo czekać na tytuł indywidualnego mistrza świata. Był jednak cierpliwy i w 2010 roku w wieku 39 lat został wynagrodzony. Wcześniej wywalczył także sześć medali innego koloru (2 srebrne, 4 brązowe). Szczególnie ważny był brązowy „krążek” zdobyty w 1997 roku, kiedy Gollob został pierwszym medalistą od czasów Zenona Plecha.
Bydgoszczanin wielokrotnie był talizmanem reprezentacji Polski. W tej kwestii również głównie dzięki niemu polscy kibice odzyskali radość z oglądania swoich pupili. W 1996 roku po 27 latach przerwy nasza reprezentacja wywalczyła drużynowe mistrzostwo świata. W XXI wieku rozgrywki te przemianowały na drużynowy puchar świata. Gollob w zupełności czarował swoich rywali, prowadząc Polskę do złota w latach: 2005,2007,2009-2011.
Gollob jest rekordzistą pod względem liczby tytułów indywidualnego mistrza Polski. Ma ich na koncie aż osiem. Pierwszy raz złoty medal zdobył w 1992 roku w wieku 21 lat. Jeśli chodzi o drużynowe mistrzostwa Polski, to Gollob ma swoim dorobku sześć złotych medali. Cztery z nich zdobył z macierzystym klubem – Polonią Bydgoszcz, a dwa z Unią Tarnów.
Fantastyczną karierę wychowanka bydgoskiej Polonii przerwała kontuzja, której doznał w 2017 roku na motocrossie. W wyniku upadku odniósł poważne obrażenia kręgosłupa, doznał stłuczenia klatki piersiowej i płuc. Przeszedł wielogodzinną operację i utrzymywany był w stanie śpiączki farmakologicznej. Do dziś porusza się na wózku inwalidzkim.
Zawodnik, któremu do pełni szczęścia brakuje złota w IMŚ
Jarosław Hampel jest wychowankiem Polonii Piła. Już w 2000 roku zadebiutował w rywalizacji o mistrzostwo świata. Z pojedynczą „dziką kartą” wystartował w Grand Prix Europy i spisał się bardzo dobrze, zdobywając 7 punktów. Już wtedy było wiadomo, że ma papiery, by sięgnąć żużlowych szczytów.
Tak też się stało. Ma na swoim koncie 3 medale indywidualnych mistrzostw świata (srebro – 2010, brąz – 2011, srebro – 2013). Sześć razy wygrywał z reprezentacją Polski Drużynowy Puchar Świata. Wielokrotnie był liderem swoich drużyn w polskiej lidze. Zaczynał w Polonii Piła, następnie startował w Atlasie Wrocław, Unii Leszno, Falubazie Zielona Góra, ponownie Unii Leszno oraz w Motorze Lublin.
W swojej karierze miał kilka groźnych kontuzji. W 2015 roku złamał udo w ośmiu miejscach. Było zagrożenie, że noga będzie musiała zostać amputowana. Hampel wrócił jednak do sportu po czternastu miesiącach rekonwalescencji.
Bartosz Zmarzlik – złote dziecko gorzowskiego speedway’a
Jeden z dwóch zawodników w zestawieniu, który nadal jest czynnym żużlowcem. Zapowiada się na to, że będzie nim jeszcze bardzo długo. Ma dopiero 26 lat, a już wywalczył dwa tytuły indywidualnego mistrza świata. W dodatku uczynił to rok po roku. Wcześniej zdobył jeszcze srebro (2018) oraz brąz (2016).
Zmarzlik jest wychowankiem Stali Gorzów. Sięgnął z tym klubem po dwa tytuły drużynowego mistrza Polski. Co ciekawe w swojej bogatej kolekcji trofeów nie ma złota w rywalizacji indywidualnej. Już trzy razy zdobył srebrny medal, więc złoto przegrywał o włos.
26-latek czerpie żużlowe wzorce od Tomasza Golloba. Indywidualny mistrz świata z 2010 roku jest jego mentorem i zapewne bardzo pomógł mu w zdobyciu dwóch złotych medali z rzędu. Zmarzlik był także członkiem złotej drużyny, która wygrywała puchar świata w latach 2016-2017. Później w erze Speedway of Nations zawsze był najskuteczniejszym Polakiem, ale naszej reprezentacji nie udało się zdobyć złotego medalu.
Pisząc artykuł, korzystałem ze zdjęć z Wikimedii.