Thomas Thurnbichler zdał pierwszy test celująco. Teraz przed nim większe wyzwanie
Thomas Thurnbichler przed sezonem 2022/23 został trenerem polskich skoczków. Wielu kibiców było sceptycznie nastawionych do tego, by to właśnie młody Austriak prowadził naszą kadrę. Ten jednak sprawdził się i wywiązał się świetnie z najważniejszego zadania.
Po rozstaniu z Michalem Doleżalem postawiono na szkoleniowca, który jest młodszy od dwójki liderów kadry – Kamila Stocha i Piotra Żyły oraz niewiele starszy od trzeciego z nich – Dawida Kubackiego. Wydawać by się mogło, że Thomas Thurnbichler będzie potrzebował więcej czasu, by znaleźć wspólny język z wielką trójką.
Szybko pojawiły się sukcesy
Tymczasem jego metody treningowe szybko przypadły do gustu doświadczonym zawodnikom. W jednym z wywiadów telewizyjnych Stoch podkreślał, że nigdy wcześniej nie miał jeszcze okazji pracować z tak profesjonalnym teamem.
Najważniejszym zadaniem Thurnbichlera było przywrócenie do ścisłej czołówki Kubackiego, Stocha i Żyłę. To mu się udało. Zachwycał w szczególności Kubacki, który pierwszą część sezonu spędził na fotelu lidera Pucharu Świata. Łącznie przez cały sezon 15 razy stawał na podium, wygrywając z tego 6 konkursów. Był drugi w Turnieju Czterech Skoczni i wywalczył brązowy medal mistrzostw świata na dużej skoczni. Podium w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata pozbawiła go absencja w kilku ostatnich zawodach. Wtedy jednak Dawid miał na głowie ważniejsze rzeczy niż skoki narciarskie.
Piotr Żyła obronił tytuł mistrza świata na skoczni normalnej, do tego zajął szóste miejsce w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata, prezentując wysoką formę przez zdecydowaną większość sezonu.
Kamil Stoch kilkukrotnie ocierał się o podium PŚ, na mistrzostwach świata dwukrotnie był w czołowej szóstce. W wielu skokach pokazywał dawny błysk i na pewno zrobił postęp względem poprzedniego sezonu. Do pełni szczęścia zabrakło tylko jakiegokolwiek miejsca na podium.
Mamy też w dorobku historyczne zwycięstwo w konkursie duetów w Lake Placid, gdzie startowali Kubacki oraz Żyła. Szkoda jedynie rywalizacji drużynowej na mistrzostwach świata w Planicy. Tam Polacy w kosmicznym konkursie zajęli czwartą lokatę. Jednak ogółem mamy wielkie powody do zadowolenia. Sam Thurnbichler ocenia pozytywnie swój pierwszy rok pracy w Polsce.
– To była zima pełna sukcesów. Kubacki wiele razy wygrywał, stawał na podium, Żyła także. Byliśmy na podium dwóch konkursów drużynowych. Ekipa wróciła na dobre tory. Zyskaliśmy sporo doświadczenia. Znamy się lepiej nawzajem. Teraz musimy stworzyć system, który ułatwi młodszym skoczkom dołączenie do czołówki światowej – powiedział Austriak w rozmowie z WP SportoweFakty.
Nowe wyzwanie
Szkoleniowiec polskiej kadry nie bez powodu wspomniał o młodych skoczkach. Thurnbichler bowiem zdał pierwszy test celująco i przywrócił wielką trójkę do czołówki. Teraz z kolei będzie spróbował wprowadzić młodszych na wyższy poziom.
To jeszcze trudniejsze zadanie, ale pewne podstawy zostały już zbudowane. Paweł Wąsek ma za sobą pierwszy pełny sezon w Pucharze Świata i nabrał sporo doświadczenia i przede wszystkim przełamał barierę latania na największych obiektach świata.
Swoją postawą potrafił zachwycać także Aleksander Zniszczoł, który był czwartym skoczkiem w drużynie na mistrzostwach świata. Najlepszy sezon w karierze okrasił rekordem życiowym w Planicy (235,5 metra).
W kolejce do osiągania bardzo dobrych rezultatów są także Jan Habdas oraz Kacper Juroszek. Habdas w minionym sezonie już kilka razy błysnął. Na mistrzostwach świata juniorów wywalczył brąz indywidualnie i srebro w drużynie, a w Pucharze Świata zdobył 48 punktów. To naprawdę satysfakcjonujący dorobek.
Juroszek zmagał się z problemami zdrowotnymi, ale 14 „oczek” wywalczył w Rasnovie. Jeśli tylko zdrowie będzie mu dopisywało, to jest w stanie najpierw walczyć o skład na Puchar Świata, a następnie przebić się do czołówki.
Oby to była piękna wizja przyszłości, bo w Polsce zaplecze dla mistrzów naprawdę istnieje. Liczę, że człowiek z takim zmysłem jak Thurnbichler jest w stanie to wykorzystać.