Żużlowcy to prawdziwi herosi. Bewley cichym bohaterem Sparty
Daniel Bewley utwierdził kibiców żużlowych w przekonaniu, że osoby uprawiające ten sport są herosami. Brytyjczyk wrócił na tor po fatalnym upadku i był jednym z ojców zwycięstwa Betard Sparty Wrocław nad Fogo Unią Leszno. W tym spotkaniu upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu.
1 lipca w meczu Betard Sparty Wrocław z zielonaenergia.com Włókniarzem Częstochowa miał miejsce fatalny upadek. Daniel Bewley zaliczył kontakt z Jonasem Jeppesenem, po czym Duńczyk zahaczył o tylne koło Jakuba Miśkowiaka i wypuścił motocykl, który trafił w Bewleya. Zawodnik Sparty jednocześnie z całym impetem uderzył w bandę. Siła uderzenia była na tyle ogromna, że Brytyjczyk wylądował w pasie bezpieczeństwa. Na Stadionie Olimpijskim zapadła cisza.
Bewley natychmiast trafił do szpitala, ale uniknął poważniejszych obrażeń. Nabawił się jedynie urazu wyniosłości międzykłykciowej lewej kości piszczelowej. Był jednak bardzo poobijany i nie było pewne czy zdoła się wykurować do meczu Sparty w Lesznie, który był zaplanowany na 17 lipca.
Brytyjczyk jednak odbył próbne jazdy kilka dni przed spotkaniem i z każdym dniem występ w klasyku był coraz bardziej realny.
Sam mecz pokazał, jak Bewley jest potrzebny drużynie. Brytyjczyk jak gdyby nigdy nic wygrał trzy wyścigi, a łącznie zainkasował na swoim koncie 11 punktów. Swój występ w niedzielnym spotkaniu okrasił rekordem toru – 59,60 s.
Ostatecznie wrocławianie wygrali 46:44. Głównym bohaterem zespołu gości był Tai Woffinden, ale trzeba także pamiętać o młodszym z Brytyjczyków. Gdyby Bewley nie pojawił się na starcie spotkania, to Sparta praktycznie mogłaby się pożegnać z marzeniami o triumfie na stadionie Alfreda Smoczyka.
Żeby zobrazować sytuację Bewleya, przypomnę makabryczny upadek z 1 lipca. Każdy żużlowiec zasługuje na uznanie, bo stara się tworzyć świetne widowisko dla kibiców, a jednocześnie mocno ryzykuje swoim zdrowiem. A Danielowi życzę podium w rundzie cyklu Grand Prix. Po cichu liczę, że nastąpi to jeszcze w tym roku.
Foto na okładce: Daniel Bewley/Facebook oraz Screen/Eleven Sports
Czytaj także:
Nigdy nie skreślajcie Jarosława Hampela