Ależ pograli. Polskie kluby bez porażki w Europie!
Za nami sporo emocji w europejskich pucharach z udziałem polskich klubów. W eliminacjach do Ligi Mistrzów rywalizuje Raków Częstochowa, natomiast o fazę grupową Ligi Konferencji Europy walczą Lech Poznań, Legia Warszawa i Pogoń Szczecin. Przed rewanżami wszystkie zespoły są w dobrych sytuacjach.
Od pierwszej rundy eliminacje do Ligi Mistrzów rozpoczął mistrz Polski. Jego pierwszym rywalem była Flora Tallinn i dwumecz ten nie miał większej historii. Mimo że w pierwszym meczu rozegranym w Częstochowie gospodarze wygrali jedynie 1:0, to w rewanżu byli bezlitośni, zwyciężając 3:0.
Postrach polskich ekip na horyzoncie
Tym samym Raków bez żadnych problemów zameldował się w drugiej fazie eliminacji. A tam już poprzeczka poszybowała znacznie wyżej, bo polski klub trafił na przeklęty Karabach Agdam. Wystarczy powiedzieć, że przed rokiem 10-krotny mistrz Azerbejdżanu poradził sobie z Lechem. Mimo porażki 0:1 w Poznaniu, w Baku zwyciężył aż 5:1.
W pierwszej połowie tej rywalizacji bramek nie oglądaliśmy. Jednak biorąc pod uwagę emocje z drugiej części, dało się wybaczyć nudną premierową odsłonę tej rywalizacji. Po zmianie stron kibice w Częstochowie oglądali aż pięć goli. Gospodarze objęli prowadzenie w 55. minucie po samobójczym trafieniu jednego z rywali.
Kwadrans później Raków miał już dwa trafienia więcej. Po uderzeniu Fabiana Piaseckiego bramkarz Karabachu popełnił fatalny błąd i podarował mistrzowi Polski bramkę, po której prowadził on 2:0. To jednak niestety nie był koniec emocji.
Wystarczyły dwie minuty, by mistrz Azerbejdżanu doprowadził do remisu. Na kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry na tablicy świetlnej mieliśmy remis 2:2. I wszystko wskazywało na to, że utrzyma on się do końca. Jednak nic bardziej mylnego, fenomenalny gol Sonny’ego Kittela sprawił, że ostatecznie Raków zwyciężył 3:2. Tym samym pojedzie on do Baku bronić jednobramkowej zaliczki.
Legia wróciła z dalekiej podróży
Wszystkie polskie kluby rywalizację w eliminacjach LKE rozpoczęły od drugiej rundy. W niej Legia Warszawa trafiła na Ordabasy Szymkent z Kazachstanu. Obecny lider tamtejszych rozgrywek prowadził już po 13 minutach. A chwilę po przerwie podwyższył wynik na 2:0.
Legioniści byli w poważnych tarapatach, ale od razu rzucili się do ataku. I przyniosło to efekt w postaci kontaktowej bramki zdobytej przez będącego w znakomitej formie Tomasa Pekharta w 63. minucie. Było tym samym jeszcze dużo czasu, by poprawić wynik.
Na cztery minuty przed końcem klub ze stolicy Polski dopiął swego i doprowadził do remisu. Drugą bramkę zdobył Blaz Kramer, jednak trzeba powiedzieć, że Legia miała dużo szczęścia. Gol ten padł ze spalonego, jednak nie zauważyli tego sędziowie, a w tej rundzie eliminacji nie jest dostępny VAR.
Tym samym wicemistrz Polski wrócił z dalekiej podróży i jest w lepszym położeniu przed rewanżem. Wystarczy bowiem wygrana, by awansować do kolejnej fazy. A ta z uwagi na grę przed własną publicznością wydaje się prawdopodobna.
Dwa oblicza Lecha
Ćwierćfinalista tych rozgrywek w sezonie 2022/23 ma zdecydowanie najłatwiejszego rywala, bowiem mowa o Żalgirisie Kowno, który ostatni raz wygrał w maju. I już w premierowej połowie pierwszego meczu eliminacji pokazał, że jest w gazie.
Dino Hotić, Antonio Milić oraz Radosław Murawski – ta trójka zawodników wpisała się na listę strzelców, dzięki czemu Lech prowadził 3:0. Jednak po zmianie stron faworyt tej rywalizacji nie poszedł za ciosem, ponieważ nie zdobył kolejnych bramek.
Co najgorsze, zespół z Litwy znalazł sposób na pokonanie Filipa Bednarka. W 57. minucie bramkę dla gości zdobył Anton Fase i przywrócił im jeszcze nadzieję na odwrócenie losów tej rywalizacji. Jednak Żalgiris mimo to jest w bardzo trudnym położeniu i nie pomaga mu fakt, że do rewanżu dojdzie w Kownie.
Pogoń bez zarzutu
Mimo że szczecinianie są faworytem dwumeczu z Linfield FC, to pierwsze spotkanie wcale nie wydawało się łatwym. Szczególnie, że zespół z Irlandii Północnej sezon temu pokazał się z dobrej strony w europejskich pucharach.
W pierwszej połowie tego pojedynku oglądaliśmy show nowego kapitana, Kamila Grosickiego. Najpierw w 14. minucie wykorzystał rzut karny, by następnie asystować przy golu do szatni, który padł po uderzeniu Joao Gamboi.
Po zmianie stron lepszy fragment gry zanotowali gospodarze, a to przełożyło się na zdobycie przez nich bramki. Tym samym złapali oni kontakt, ale zaledwie na sześć minut. Później na listę strzelców wpisał się Mariusz Malec i Pogoń znów miała dwa gole więcej.
Minęły trzy minuty, a goście prowadzili już 4:1. Bardzo dobre wejście do drużyny notuje Efthymios Koulouris. Grecki napastnik najpierw strzelił bramkę w meczu ligowym z Wartą Poznań na wagę trzech punktów, a teraz wpisał się na listę strzelców w drugim spotkaniu z rzędu.
Mimo że w 80. minucie Portowcy stracili trzybramkowe prowadzenie, to w samej końcówce udało im się je odzyskać. Znów dał o sobie znać Grosicki, notując drugą asystę tego wieczora. Z jego podania skorzystał Mariusz Fornalczyk, który zapewnił Pogoni zwycięstwo 5:2.