26/04/2024

Sportowy Fanatyk

Strona dla fanów sportu. Znajdziesz tu kalendarium urodzinowe, aktualności, ciekawostki oraz wspomnienia z pamiętnych wydarzeń sportowych.

Lata 90. – złota era wagi ciężkiej cz.2

16 min read

Druga część mojego tekstu obejmuje najlepsze walki pięściarzy w wadze ciężkiej w latach 1993-1996. Nie brakowało w tych latach kolejnych fenomenalnych starć. Zachęcam do przeczytania!


ROK 1993


Lennox Lewis vs Tony Tucker

Lennox Lewis w starciu z Tuckerem po raz pierwszy bronił pasa mistrzowskiego federacji WBC. Tucker przed walką z mistrzem świata miał doskonały bilans walk (48-1). Swoją jedyną porażkę poniósł w 1987 roku w walce z Mikiem Tysonem. Lewis natomiast miał w dorobku 22 zwycięstwa i żadnej porażki. Oczywiście w tym starciu faworytem był Lewis.

Walka o pas mistrza świata federacji WBC nie zawiodła. Może nie należała ona do ścisłego topu walk wagi ciężkiej, ale i tak działo się w niej sporo. Przede wszystkim show tworzył Lennox Lewis. Zadawał on swojemu przeciwnikowi wiele ciosów przede wszystkim prawe sierpy. W trzeciej rundzie prawy sierpowy mistrza świata zadziałał rewelacyjnie. Tucker próbował zadać cios Lewisowi, ale ten zrobił piękny unik i prawym sierpowym powalił pretendenta na deski. Tucker wstał i ostatecznie wytrzymał do końca rundy, ale było widać, że Lewis ma nad nim ogromną przewagę.

Piękno wagi ciężkiej

W ósmej rundzie wszystko mogło się zmienić. Tucker zadał Lewisowi niewyobrażalną serię ciosów, mistrz świata wyraźnie opierał się o liny. Gdy wydawało się, że nokdaun jest kwestią czasu, to Tucker zaczął słabnąć, a do ataku ruszył Lewis. Brytyjczyk uderzył naprzemiennie trzy razy: prawym prostym, lewym prostym, prawym prostym. Te ciosy wyraźnie zraniły Tuckera, który wpadł w poważniejsze tarapaty niż pół minuty wcześniej Lewis. Na szczęście dla Tuckera wybrzmiał gong, który być może uratował go przed nokautem. Tuż po tym gongu Tucker ledwo chodził. Na początku dziewiątej rundy Lewis dokonał tego, czego nie zrobił w ósmej, czyli powalił amerykańskiego pretendenta na deski. Zrobił to, uderzając prawym sierpowym w bok głowy. Tucker jednak po raz kolejny wstał i pokazał hart ducha. Zadawał nawet mocne ciosy w tej samej rundzie, ale Lewis był na nie odporny.

Ostatnia część walki była nieco spokojniejsza. Ostatecznie do żadnego nokautu nie doszło i Tucker powinien być szczęśliwy, że przetrwał do końca. Lewis oczywiście obronił pas mistrzowski, wygrywając na punkty po jednogłośnej decyzji sędziów (118-111, 117-111, 116-112).

Foto: Heavyweight heroes


Lennox Lewis vs Frank Bruno

Lennox Lewis po raz kolejny bronił pasa WBC, tym razem w starciu ze swoim rodakiem Frankiem Bruno. Panowie przed walką nie szczędzili sobie słów pogardy.

Pojedynek między oboma Brytyjczykami od samego początku był wyrównany. W trzeciej rundzie Bruno rzucił się do ataku i zasypał Lewisa prawymi sierpowymi. Po jednym z ciosów mistrz świata wyraźnie się zachwiał. Później wielokrotnie Panowie wdawali się w wymiany ciosów, lecz można powiedzieć, że lepiej na tym wychodził Bruno. Mam wrażenie, że to jego uderzenia były bardziej celne. Po sześciu rundach na kartach punktowych sytuacja była niebywała. Dwóch sędziów punktowało 57-57, a jeden sędzia punktował 59-55 dla Bruno. Jeśli Lewis chciał więc obronić mistrzowski pas, musiał się wziąć do roboty.

Siódma runda to majstersztyk boksu i kwintesencja wagi ciężkiej w latach 90. Bruno parę razy trafił Lewisa, lecz ten skontował lewym sierpowym i wręcz oszołomił przeciwnika. Następnie ruszył na niego z lawiną ciosów. W repertuarze mistrza świata królowały ciosy sierpowe i podbródkowe na głowę. Po tym, co zrobił Lewis, sędzia musiał przerwać walkę, to był nokaut godny walki o pas mistrza świata wagi ciężkiej.

Lennox Lewis mimo że przez większość walki miał problemy z przeciwnikiem, zakończył walkę efektownym nokautem i drugi raz obronił pas mistrza świata WBC.


Riddick Bowe vs Evander Holyfield II

Prawie dokładnie rok od pierwszej walki doszło do rewanżu między tymi Panami. Teraz stawką ponownie były pasy mistrza świata wagi ciężkiej federacji WBA i IBF.

Pojedynek lepiej rozpoczął obrońca tytułu – Riddick Bowe. Wygrał bowiem trzy pierwsze rundy. Bowe jednak miał tę wadę, że był bardzo wolny, ociążały. Holyfield natomiast był demonem szybkości, jego nowy trener Emanuel Steward jeszcze bardziej „podkręcił” Holyfielda i ten był jeszcze szybszy niż w poprzednich walkach. W kolejnych rundach ten fakt był największym problemem dla Bowe’a. Holyfield świetnie bił lewymi prostymi i z rundy na rundę przejmował inicjatywę. Od czwartej do szóstej rundy to on wygrywał w oczach sędziów.

Niecodzienny incydent

Siódma runda walki została zapamiętana z przedziwnego incydentu. Do ringu bokserskiego wleciał bowiem paralotniarz. Brzmi jak historia z bajki, ale tak nie było. James Miller bohater niecodziennego zajścia został pobity przez kibiców, którzy byli wściekli na to, że przerwał walkę. Przez ten incydent walka została przerwana na około 20 minut, lecz na całe szczęście udało się ją dokończyć.

źródło: Boxing News


W ostatnich rundach walki Panowie stworzyli show. Wymiany ciosów były czymś normalnym, ale liczyło się to, kto celniej uderza. Moim zdaniem robił to niewątpliwie Holyfield, szczególnie w ósmej rundzie zranił mistrza świata. Bowe widział, co się dzieje i wiedział, że musi zaatakować, jeśli chce wygrać z pretendentem.

Mistrz świata w dziesiątej i jedenastej rundzie wyraźnie się obudził, próbował wypunktować Holyfielda. Na nic się to jednak stało, bo tak jak powiedziałem wcześniej Holyfield był szybki i przede wszystkim mocny kondycyjnie. W końcówkach obu rund to Holyfield zadawał decydujące ciosy, które wpływały na punktację u sędziów. W dwunastej rundzie obaj pięściarze nacierali na siebie z wielką siłą. Każdy chciał znokautować swojego przeciwnika.

Tak się jednak nie stało. W drugim pojedynku Bowe vs Holyfield drugi raz o wyniku walki decydowali sędziowie. Werdykt był nie był jednogłośny, ale zwycięzcą zasłużenie został Holyfield (115:113, 115:114, 114:114). Stało się więc jasne, że Holyfield został dopiero trzecim w historii pięściarzem, któremu udało się odzyskać utracony tytuł.


ROK 1994


Evander Holyfield vs Michael Moorer I

Holyfield bronił po raz pierwszy odzyskanych pasów mistrzowskich w starciu z Bowe. Moorer wydawał się dość mocnym przeciwnikiem, bo przed walką z Holyfieldem miał bilans 34-0.

Faworytem był moim zdaniem mistrz świata, ale w wadze ciężkiej nigdy nie można było być pewnym rezultatu pojedynku. Moorer walczył doskonale, ale przez walkę przebija się fakt pewnej kontrowersji.

W drugiej rundzie Holyfield posłał Moorer’a na deski uderzając lewym sierpowym. Co ciekawe jeden z sędziów Jerry Roth punktował tę rundę wynikiem 10-10, chociaż powinien to zrobić wynikiem 10-9 albo i 10-8 dla Holyfielda. Miało to ogromne znaczenie przy końcowym wyniku. Moorer wygrał na punkty (114-114, 115-114, 116-112). I tutaj uwagę zwraca drugi wynik, ponieważ jest to karta punktowa sędziego Jerry’ego Rotha. Gdyby Roth właściwie wypunktował drugą rundę, to wtedy Holyfield obroniłby pasy mistrza świata z powodu większościowego remisu.

Mimo wszystko Moorer pokazał klasę w tej walce. Uszkodził trochę ciało Holyfielda, m.in. rozcinając mu skórę nad okiem w piątej rundzie. „The Holy” przyjął na swoją głowę olbrzymią ilość ciosów.

Foto: BoxRec
Wydarzenia po walce

Evander Holyfield po walce trafił do szpitala i przebywał w nim przez parę dni. 5 dni po walce ogłosił zakończenie kariery z powodu problemów z sercem. Tą decyzję podjął po konsultacjach z lekarzami.

Rok później Holyfield wrócił jednak na ring, twierdząc, że wyleczył go znachor. Wielu lekarzy powiedziało natomiast, że w przypadku Holyfielda została podana zła diagnoza.


Lennox Lewis vs Olivier McCall I

Lennox Lewis po raz kolejny bronił pasa mistrzowskiego federacji WBC. Nikt raczej nie oczekiwał niespodzianki tym bardziej, że Lennox Lewis chciał skrzyżować rękawice z Riddickiem Bowe więc musiał najpierw pokonać McCalla. Kto jednak powiedział, że tak będzie…

Walka nie trwała zbyt długo, lecz kto by pomyślał, że przegranym będzie Lewis… Tym samym znów objawiło się piękno wagi ciężkiej, jej nieprzewidywalność. Pierwsza runda była w miarę spokojna i raczej nie wielu spodziewało się jakichś fajerwerków w drugiej odsłonie pojedynku. A jednak! Olivier McCall wyprowadził w stronę mistrza świata kombinację ciosów, która sprawiła, że Lewis poleciał na deski. Brytyjczyk wstał, ale wręcz pchał się na sędziego, uginały się pod nim nogi. Sędzia postanowił zakończyć walkę i kolejna sensacja w historii wagi ciężkiej stała się faktem. Lewis po tym, jak sędzia ringowy przerwał walkę, rozkładał ręce i wręcz był oburzony jego werdyktem. Moim zdaniem jednak sędzia miał podstawy, aby tę walkę zakończyć.

Lewis sensacyjnie stracił pas WBC i zarazem stracił szansę na walkę z Bowe. Brytyjczyk próbował też doprowadzić od razu do rewanżu z McCallem, ale ten stwierdził, że nie będzie walczył z człowiekiem, który go nie szanuje.


Michael Moorer vs George Foreman

Michael Moorer w pierwszej obronie pasów mistrzowskich WBA i IBF postanowił skrzyżować rękawice z weteranem, 45-letnim Georgem Foremanem. Już w pierwszej części podkreślałem, że Foreman był groźny dla każdego. Tym razem jednak każdy oczekiwał jego porażki. Po pierwsze dlatego, że był już wiekowy, a po drugie ostatnią walkę stoczył ponad rok wcześniej. Moorer natomiast był opromieniony zwycięstwem z Holyfieldem. Stwierdził ponadto, że bierze walkę z Foremanem, bo ten jest rozpoznawalny i zarazem nie jest ciężkim przeciwnikiem.

Moorer od początku walki realizował swój scenariusz krok po kroku. Budował swoją przewagę na punkty mocno obijając twarz Foremana. Weteran tradycyjnie już był bardzo wolny co przy szybkim Moorerze stawiało go w niezbyt dogodnej sytuacji. Po paru rundach na twarzy Foremana było widać już dość wyraźną opuchliznę. Po dziewięciu rundach na kartach jednego z sędziów można było zobaczyć przewagę mistrza świata. Moorer wygrał według niego aż siedem z dziewięciu rund.

Od czego jest jednak waga ciężka, jest po to, aby zmieniać scenariusze. W dziesiątej rundzie wszyscy doznali szoku. Foreman polował na nokaut już od samego początku dziesiątej odsłony i w pewnym momencie trafił prawym prostym w twarz Moorera i dosłownie odciął mu prąd. Ten cios nie wydawał się mocny, ale co ważne był zadany z bardzo bliskiej odległości, a każdy wiedział, że gdy Foreman obija kogoś z bliska, to nie ma zmiłuj. Moorer po tym uderzeniu się nie podniósł i tym samym Foreman wygrał walkę przez nokaut. Co za historia… Znowu w ciągu jednej chwili zmieniło się dosłownie wszystko.

Foto: Boxing News

George Foreman został mistrzem świata federacji WBA i IBF w wadze ciężkiej w wieku 45 lat, co do dziś pozostaje rekordem. Ponadto został mistrzem świata po 20 latach przerwy i to również do dziś jest rekordem.

ROK 1995

Można powiedzieć, że świat wagi ciężkiej po roku 1994 wręcz zwariował. Okazało się, że każdy może wygrać z każdym. Pasy mistrzowskie najważniejszych federacji dzierżyli Foreman i McCall, czyli bokserzy, którzy nie byli zaliczani do ścisłego topu wagi ciężkiej.

George Foreman vs Axel Schultz

George Foreman z pewnością liczył na lepszego rywala, z którym przyjdzie mu się zmierzyć w obronie pasa mistrza świata federacji IBF, ale z drugiej strony sam skazał się na taki los. Tym razem to weteran był zdecydowanym faworytem walki z Schultzem, który tak naprawdę nie był znany szerszej publiczności.

Pojedynek był bardzo wyrównany. Schultz wielokrotnie ostro atakował mistrza świata. Niemiec często atakował prawymi sierpowymi. Wykorzystywał również swoją szybkość. Foreman jednak nie pozostawał mu dłużny. Tradycyjnie szukał walki w niewielkiej odległości i tym samym okazji do nokautu. Atakował Schultza głównie prawymi prostymi. Foreman walczył bardzo dobrze szczególnie w piątej rundzie, kiedy agresywnie ruszył na swojego rywala. Kombinacją ciosów wprowadził Niemca w zakłopotanie i rozciął jego skórę na czole. Foreman jednak i tak miał sporo kłopotów, co pokazał stan jego lewego oka w dwunastej rundzie. Mistrz świata miał wielką opuchliznę i z pewnością bardzo mało widział. Ostatecznie do nokautu nie doszło i bokserzy musieli poczekać na wyniki na kartach punktowych sędziów.

Pojedynek wygrał George Foreman i obronił tytuł mistrza świata federacji IBF. Sędziowie punktowali następująco: 115-113, 115-113, 114-114. Wielu ekspertów uznawało wynik walki za bardzo krzywdzący dla Axela Schultza.

Foto: The fight city

Po walce federacja IBF chciała koniecznie przeprowadzić rewanż, ale Foreman się nie zgodził, bo chciał walczyć z kimś mocniejszym. Tym samym weteran stracił tytuł mistrza świata IBF, ale zachował tzw. tytuł linearny.


Olivier McCall vs Frank Bruno

McCall w pierwszej obronie pasa mistrza świata federacji WBC pokonał Larry’ego Holmesa. Tym razem stał chyba jednak przed trudniejszym zadaniem. Frank Bruno był bowiem dla wszystkich pięściarzy bardzo niewygodnym przeciwnikiem. Zwycięzca tego pojedynku miał zagwarantowaną następną walkę z powracającym na światowe ringi Mikiem Tysonem.

Delikatnym faworytem walki McCall vs Bruno wydawał się ten drugi. Bruno od początku walki pokazywał, że jest głodny tytułu. Co rusz bombardował swojego przeciwnika kombinacjami ciosów. Świetnie uderzał lewymi prostymi, bardzo dobrze pracował na nogach. McCall przyjmował ciosy jak gdyby nigdy nic, czasem odpowiadał Brytyjczykowi, ale i tak zdecydowanie lepszym bokserem był pretendent do tytułu.

W kolejnych rundach Bruno dalej był lepszy, choć z biegiem czasu rozpoczął się u niego kryzys kondycyjny, zaczął często uciekać do klinczu, co sprawiło, że walka straciła na wartości. W jedenastej rundzie McCall wreszcie zaatakował tak, jak na mistrza świata przystało. Bruno natomiast był tak zmęczony, że walczył tylko i wyłącznie o to, aby przetrwać. W końcówce dwunastej rundy McCall przypuścił sztorm na głowę Bruno, zadając mu wiele ciosów. Bruno ledwo stał na nogach, ponieważ był wycieńczony do niewyobrażalnej skali. Ostatecznie Bruno wytrwał do końca i stało się jasne, że wygra na punkty. Chociaż trzeba przyznać, że ostatnie rundy w jego wykonaniu były tragiczne. McCall natomiast za późno wziął się do roboty i po prostu nie zdążył znokautować swojego rywala.

Werdykt sędziów punktowych był jednogłośny (117-111, 117-111, 115-113) i Frank Bruno zwyciężył w starciu o pas mistrza świata federacji WBC. Nagrodą był czekający na niego pojedynek z Mikiem Tysonem, który w 1995 roku wygrał po wyjściu z więzienia dwie walki.

Foto: Boxing News


Riddick Bowe vs Evander Holyfield III

I proszę państwa, przyszedł czas na wisienkę na torcie walk wagi ciężkiej 1995 roku. Po raz trzeci spotkali się ze sobą Bowe i Holyfield by, móc rozstrzygnąć, który z nich jest lepszy. Warto wspomnieć, że Holyfield przez dość długi czas nie walczył wcale, bo chwilowo zakończył karierę, o czym mówiłem już wcześniej. Po powrocie na ring zdążył pokonać Ray’a Mercera. Bowe natomiast walczył z dużo niżej notowanymi rywalami i wszystkie walki wygrał. Co jednak najważniejsze trzecie starcie obu Panów nie było starciem o pas mistrza świata wagi ciężkiej.

Zgadzam się z ekspertami, że to była najkrwawsza z dotychczasowych walk pomiędzy Bowe i Holyfieldem. To niesamowite, że kolejny raz obaj pięściarze dostarczyli nam tylu emocji. Liczne wymiany ciosów, nokdauny, dążenie do celu… Zresztą co ja tu mogę opowiadać, zobaczcie sami skrót walki, bo tego, co się działo w tym pojedynku, nie da się opowiedzieć.


Holyfield przegrał przez nokaut w ósmej rundzie, ale trzeba przyznać, że tego faceta nie da się nie lubić. Znowu zostawił serducho w ringu i trzeba też otwarcie powiedzieć, że w okresie walki zmagał się wirusowym zapaleniem wątroby typu A. Ponadto Holyfield pierwszy raz przegrał walkę przez nokaut, a w sumie była to trzecia jego porażka. Jeśli chodzi o Bowe, to też była to dla niego walka wyjątkowa, ponieważ pierwszy raz w karierze został posłany na deski. Sami przyznacie, że ta walka przekroczyła granice ludzkiej wyobraźni. Ale trzeba też powiedzieć, że każda walka pomiędzy Bowe i Holyfieldem była kapitalna…


ROK 1996


Rok 1996 był jednym z najgorętszych w historii wagi ciężkiej. Miałem olbrzymi problem, aby skompletować trzy najlepsze walki. Jednak musiałem uwzględnić w mojej chronologii naszego Andrzeja Gołotę, który nagle stał się rozpoznawalny w świecie boksu.

Najpierw pobieżnie wspomnę o Mike’u Tysonie. Stoczył on bowiem walkę o mistrzostwo świata federacji WBC z Frankiem Bruno. Tyson wygrał bardzo pewnie, nokautując Bruno w trzeciej rundzie i tym samym po ponad sześciu latach odzyskał pas mistrza świata federacji WBC. Ponadto 7 września 1996 roku Tyson wywalczył pas WBA, pokonując Bruce’a Seldona. 24 września zrzekł się pasa WBC, aby móc zawalczyć o obronę pasa WBA z Evanderem Holyfieldem, ale o tym wydarzeniu troszkę później.


Riddick Bowe vs Andrzej Gołota I

Riddick Bowe koniecznie chciał się zmierzyć z Lennoxem Lewisem, ale obaj Panowie dali sobie jeszcze po jednej walce na „wyczekanie”. Bowe wybrał pojedynek z Andrzejem Gołotą, który był wówczas niepokonany, ale nie był też znany szerszej publiczności. Pojedynek z Polakiem miał być dla byłego mistrza świata spacerkiem, ale jak uczy i wychowuje waga ciężka: niczego nie można być pewnym.

Riddick Bowe ewidentnie lekceważył Polaka. Gołota jednak od początku w ringu pokazywał swoje zacięcie i wręcz zdominował byłego mistrza świata. „Andrew” obijał twarz Bowe przy każdej możliwej okazji. Publiczność przecierała oczy ze zdumienia. Bowe wręcz nie istniał. Niestety już w drugiej rundzie nasz bokser zaczął faulować Bowe. Gołota uderzał poniżej pasa i sędzia ringowy go za to upomniał. Z każdą kolejną rundą rosła przewaga Polaka, mimo że Bowe próbował coś zdziałać. Rosła też niestety liczba uderzeń poniżej pasa. W czwartej rundzie Bowe padł na deski po uderzeniu Gołoty poniżej pasa. Sędzia ringowy odjął Polakowi jeden punkt.

W kolejnych dwóch rundach Gołota zasypywał Bowe kolejnymi kombinacjami ciosów pokazując kto jest lepszy. Niestety jednak w szóstej rundzie Polakowi został odjęty kolejny punkt za bicie poniżej pasa. Tym samym stało się jasne, że następne takie przewinienie będzie skutkowało dyskwalifikacją Polaka.

Foto: TVP Sport
I po walce…

Czarny scenariusz niestety sprawdził się w siódmej rundzie, gdy Bowe po raz drugi upadł na deski po ciosie poniżej pasa ze strony Gołoty. Sędzia ringowy był zmuszony zdyskwalifikować Polaka. W ringu wybuchły zamieszki, sztab Bowe rzucił się na Polaka. Na trybunach kibice Polaka bili się z kibicami Amerykanina. To był po prostu horror. Ochroniarze, których było bardzo mało, nie mogli zapanować nad sytuacją. W czasie zamieszek zemdlał trener Gołoty – Lou Duva i musiał zostać przewieziony natychmiast do szpitala.

Andrzej Gołota był w tej walce… no właśnie ciężko powiedzieć, jaki był, walczył bardzo dobrze, ale jednocześnie faulował i tym samym nie wygrał tego pojedynku, choć był przecież lepszy od Bowe. Jedno jest pewne, to dzięki temu pojedynkowi Gołota stał się znany na całym świecie.


Mike Tyson vs Evander Holyfield

9 listopada 1996 roku doszło do długo wyczekiwanego starcia w wadze ciężkiej. Mike Tyson zmierzył się z Evanderem Holyfieldem, a stawką pojedynku był pas mistrza świata federacji WBA. Tyson był zdecydowanym faworytem tego starcia. Był faworyzowany tak bardzo, że kompletnie nie opłacało się na jego zwycięstwo obstawiać pieniędzy u bukmachera.

Walka od samego początku rozgrzewała obserwatorów. Tyson od razu ruszył na Holyfielda, ale ten bardzo dobrze się bronił. Pojedynek mógł się podobać, było dużo wymian ciosów. Ku zdziwieniu wszystkich to Holyfield był lepszym bokserem. Tyson miał olbrzymie problemy, aby trafić pretendenta. Z każdą kolejną rundą Holyfield jeszcze bardziej się rozpędzał. Zaryzykuję stwierdzenie, że to była jedna z najlepszych walk w jego karierze.

W piątej rundzie Tyson zadał rywalowi kombinację ciosów, która nawet nim nie wstrząsnęła. W szóstej rundzie pięściarze zderzyli się ze sobą głowami, co wywołało dość poważną ranę nad lewym okiem Tysona. Obrońca tytułu był wściekły, ale za chwilę miał jeszcze większy problem, bo Holyfield wspaniałym prawym sierpowym posłał go na deski. W dalszych rundach to Tyson polował na głowę Holyfielda, ale nawet jak trafił, to „The Holy” dalej był niewzruszony, a czasem jeszcze świetnie kontratakował.

Od dziesiątej rundy zaczęła się totalna dominacja Holyfielda. Przez ostatnie pół minuty tej rundy Holyfield wręcz niszczył Tysona, zadawał niebywale mocne ciosy, Tyson opierał się o liny i wyglądał na takiego, który nie wie, co się dzieje. Przed nokautem uratował go kończący rundę gong. Co się jednak odwlecze to nie uciecze, w jedenastej rundzie „The Holy” dopełnił dzieła zniszczenia, nokautując Tysona. Wielkie zwycięstwo Holyfielda stało się faktem. To była kolejna sensacja w wadze ciężkiej, powszechnie uważano bowiem, że Holyfield najlepsze czasy ma za sobą.

Foto: Forum bokser.org


Riddick Bowe vs Andrzej Gołota II

Mój już wystarczająco dłuuugi artykuł kończy druga walka pomiędzy Bowe a Gołotą do której po prostu musiało dojść. Co tutaj dużo mówić… Nasz bokser znów miał ogromną przewagę, walka była przednia, to była istna wojna. Niestety każdy wie jak to się wszystko zakończyło…
Poniżej skrót walki.


Pojedynek był zakontraktowany na 10 rund, czyli Gołota był lekko powyżej 3 minut od zwycięstwa z Bowe. Mówię tak, ponieważ każdy się ze mną zgodzi, że go w tamtym pojedynku deklasował i wygrałby na punkty. Niestety jednak nad Andrzejem wzięły górę demony psychiczne i znów przez swoje faule został zdyskwalifikowany. Tak jak wyżej wspomniałem, walka była wspaniała, godna wagi ciężkiej, bo było w niej wszystko. Szkoda, że skończyło się tak, jak się skończyło.

Pragnę tylko jeszcze dodać, że Bowe po tym pojedynku zakończył karierę i trochę, że tak powiem siadła mu psychika. Z tego co udało mi się dowiedzieć to po laniu, które zebrał od Gołoty wykryto u niego uszkodzony płat mózgu. To by się zgadzało z jego zachowaniem. Przede wszystkim mam na myśli to, że Bowe czasem mówi w taki sposób, że nie idzie go zrozumieć. Poza tym miał i być może nadal ma problemy z prawem, ale o tym możecie sobie przeczytać tutaj.

To by było na tyle z moich rozważań na temat najlepszych walk wagi ciężkiej w latach 1993-1996. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Waga ciężka w latach 90. to czyste złoto więc trzeba o tym wspominać według mnie w jak najdłuższych artykułach.

Koniec części II
ciąg dalszy nastąpi…

Jeśli jeszcze ktoś z was nie przeczytał części pierwszej, to koniecznie musi to zrobić 🙂
LINK

źródła artykułu:
1) informacja własna
2) bokser.org
3) angielska Wikipedia/ lista mistrzów świata WBC

5 thoughts on “Lata 90. – złota era wagi ciężkiej cz.2

  1. Piękny okres wagi ciężkiej każda wymieniona walka to wysoka półka i niesamowite emocje. Dodałbym jeszcze do tej listy pojedynek Lewisa z Mercerem zwycięstwo Brytyjczyka, które jednak było kontrowersyjne. Ja osobiście punktowałem remis.

    1. Tak, to również była genialna walka, nie obejrzałem co prawda całej, ale trzeba przyznać, że werdykt na korzyść Lewisa był naprawdę kontrowersyjny.

  2. Świetna robota z tymi artykułami, ale przeglądając ostatnio walki po latach przypomniałem sobie Tysona i Holyfielda. Ten drugi to był kawał boksera silny , szybki, świetna obrona i atak, kondycja. Jednak w walka z Tysonem polegała na wybijaniu go z rytmu poprzez faule głową i klincze, druga już na pewno. Byłem w szoku czemu sędzia nie reagował. I jestem ciekaw czy takie jest tylko moje zdanie.
    Historia jednak zapamiętuje tylko zwycięzców, nie to jak nimi zostali.

    1. Dziękuję za komentarz. Zgadzam się Holyfield był „cwany”. W drugiej walce z Tysonem faktycznie wybijał go z rytmu, ale dość nieprzyjemnie się dla niego skończyła furia Tysona 😛

      1. No źle, źle. Narastającą frustracja po uderzeniach głową, uniemożliwianie walki pomimo chęci, brak reakcji sędziego na faule poczucie bezsilności to wszystko wpłynęło na jego zachowanie i próbę ukarania Evandera za jego zagrania. Było minęło…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *