05/05/2024

Sportowy Fanatyk

Strona dla fanów sportu. Znajdziesz tu kalendarium urodzinowe, aktualności, ciekawostki oraz wspomnienia z pamiętnych wydarzeń sportowych.

Polskie kluby szybko zweryfikowane. Dramat wisi w powietrzu

4 min read

Na zdjęciu: Bartosz Klebaniuk

Komplet polskich drużyn wywalczył awans do kolejnej rundy europejskich pucharów. Teraz jednak zaczęły się niespodziewane ciężary i zespoły z naszego kraju są w trudnym położeniu.

Raków Częstochowa, Lech Poznań, Pogoń Szczecin i Legia Warszawa, wszystkie kluby zameldowały się w kolejnej fazie europejskich rozgrywek. Dzięki temu po ciężkich latach można było myśleć, że idzie lepsze. Ale niestety, taką myśl można już odrzucić. Spotkania polskich ekip w tym tygodniu pokazały, że z nimi nigdy nic nie wiadomo. I mimo że odnotowaliśmy nawet dwa zwycięstwa, to zaliczka przed rewanżami na wyjazdach w żaden sposób nie jest optymistyczna.

Raków znów to zrobił

Częstochowianie mają za sobą Karabach Agdam, czyli silnego rywala, który raz praz eliminował polskie kluby. Wydaje się, że teraz zadanie jest jeszcze łatwiejsze, bo rywalem jest Aris Limassol. Zespół ten sensacyjnie został mistrzem kraju i walczy o Ligę Mistrzów.

Historia podobna do Rakowa, który również kilka lat po wejściu do PKO Ekstraklasy okazał się w niej najlepszy. W pierwszym meczu trzeciej rundy el. LM udało się wypracować zaliczkę, ale ponownie nie robi ona szału.

Wynik meczu gospodarze otworzyli w 7. minucie, kiedy to piłkę do bramki rywali skierował Koczerhin. Mimo szans obu stron, więcej goli w premierowej odsłonie tej rywalizacji nie oglądaliśmy. Więcej działo się jednak po przerwie.

Zmianie uległa pogoda, bo w Częstochowie rozpadało się na dobre. Mimo trudniejszych warunków atmosferycznych Raków napierał i dopiął swego. Miejscowi wywalczyli rzut karny, którego na gola zamienił Fabian Piasecki. Mistrz Polski chciał iść za ciosem i miał na to okazję.

Tyle tylko, że żadnej z nich nie udało się wykorzystać. To jednak nie był największy problem, bo ten pojawił się krótko przed ostatnią minutą rywalizacji…

Niepilnowany przed polem karnym Mihlali Mayambela zdecydował się oddać strzał z dystansu. Nie było to uderzenie najwyższych lotów, ale wystarczyło, by zaskoczyć Vladana Kovacevicia. Ten natomiast nie ukrywał złości na swoich defensywnych, którzy z uwagi na bierność pozwolili rywalowi na zbyt dużo. Tym samym Raków pojedzie bronić jednobramkowej zaliczki na Cypr. Plusem jest to, że z taką przewagą udał się także do Estonii i Azerbejdżanu, gdzie ostatecznie udało im się zapewnić awans.

Trening strzelecki rywali Pogoni

Od początku było wiadome, że Portowcy dostali najtrudniejszego rywala i ich ewentualny awans byłby sensacją. Do takiej jednak w żaden sposób nie doszło, bo zespół został solidnie zbity. Już w pierwszej połowie KAA Gent prowadził aż 4:0.

Bramkarz Bartosz Klebaniuk kompletnie nie udźwignął presji tego spotkania, popełniając błąd za błędem. Z tego korzystali napastnicy rywali, co za tym idzie swoje robił utalentowany Gift Orban. To właśnie Nigeryjczyk dobił Pogoń w drugiej połowie. Od 64. minuty wynik meczu nie uległ zmianie, tym samym szczecinianie w Belgii nie byli w stanie zrobić kompletnie nic. Sromotna porażka oznacza jedno – tego zespołu z Polski nie zobaczymy dalej.

Zawód w Warszawie

Spore nadzieje robiliśmy sobie przed meczem Legii z Austrią Wiedeń. Bo rok temu Lech rozbił tego rywala u siebie 4:1. Z tego powodu w grę nie wchodziło nic innego niż zwycięstwo połączone ze zbudowaniem zaliczki. Wynik meczu w 11. minucie otworzył Muharem Husković.

Chyba nikt nie wyobrażał sobie takiego początku spotkania przy ulicy Łazienkowskiej. Zwłaszcza, że faworyzowana w tej rywalizacji była jednak Legia. 20-latek czuł się w Warszawie jak ryba w wodzie. Potwierdził to w pierwszym kwadransie drugiej połowy, kiedy to podwyższył prowadzenie Austrii. Przez to w bardzo trudnym położeniu był stołeczny zespół…

Na trzy minuty przed końcem regulaminowego czasu gry bramkę kontaktową zdobył Ernest Muci. Dzięki temu można mieć przekonanie, że ta rywalizacja będzie jeszcze trwać.

Lech mógł dać więcej

W domowym starciu ze Spartakiem Trnawa od Kolejorza można było wymagać więcej. Zwycięstwo wydawało się oczywiste, ale każdy myślał o znacznie solidniejszej zaliczce niż wypracowana.

W pierwszej połowie nie oglądaliśmy bramek, ale wystarczyła zmiana stron i Lech momentalnie objął prowadzenie. Filip Marchwiński to kolejny wychowanek, który mimo słabych sezonów teraz gra jak z nut. To on w 46. minucie otworzył wynik tego pojedynku. Nieco ponad kwadrans później było być 2:0. Bramkę tym razem zdobył Kristoffer Velde, którego mocno zdenerwowała decyzja o ściągnięciu go w 77. minucie.

Czuł, że Lech razem z nim może dołożyć kolejne trafienie. Do takiej sytuacji po stronie Kolejorza już nie doszło. Na nieszczęście przydarzyło się to rywalom, którzy zdobyli gola kontaktowego. Lukas Stetina na trzy minuty przed końcem pokonał Filipa Bednarka i wlał nadzieje w kibicom ze Słowacji przed rewanżem.

Duże zagrożenie

Podsumowując, Raków i Lech uratował honor polskich klubów w Europie w tym tygodniu. Mimo że Legię wciąż stać na awans, to jest ona w zdecydowanie trudniejszym położeniu niż wymienione wcześnie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *