01/05/2024

Sportowy Fanatyk

Strona dla fanów sportu. Znajdziesz tu kalendarium urodzinowe, aktualności, ciekawostki oraz wspomnienia z pamiętnych wydarzeń sportowych.

Wstydu nie ma. Polskie drużyny czekały na to 8 lat

3 min read

Foto: Screen / TVP Sport

Do regularnej gry polskich drużyn w fazie grupowej europejskich pucharów nie przyszło nam się przyzwyczaić. Może niebawem się to zmieni, zwłaszcza że w tym sezonie zagrają w nich aż dwa zespoły. Na taką sytuację trzeba było czekać 8 lat.

Po pierwszych spotkaniach pisaliśmy, że Raków Częstochowa ma problem, a dla Legii Warszawa może zaświecić słońce. Wszystko to z uwagi na to, że mistrz Polski przegrał u siebie z FC Kopenhagą 0:1, a stołeczny klub zremisował na wyjeździe z FC Midjtylland 3:3.

Raków ma czego żałować

Częstochowianie przystąpili do rewanżu z jasnym celem – odrobienia straty, a potem zadania decydującego ciosu. Spotkanie jednak nie ułożyło się po ich myśli. W 35. minucie swoją 25. bramkę w karierze zdobył Denis Vavro. Środkowy obrońca kompletnie zaskoczył Vladana Kovacevicia, który spodziewał się dośrodkowania. Słowak, którym kilka lat temu interesowała się Legia oddał jednak strzał życia i w dwumeczu Kopenhaga miała już spokój.

Od tego momentu mecz na Parken przypominał ten ze Sosnowca. Gospodarze mieli idealny dla siebie wynik, stąd też nie forsowali tempa i oddali inicjatywę. Raków utrzymywał się przy piłce, atakował, ale nic z tego nie wychodziło. Z każdą minutą miejscowi mieli większą pewność co do awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów

W końcu jednak goście zdobyli bramkę. W 87. minucie Fran Tudor obsłużył podaniem Łukasza Zwolińskiego, który chwilę po wejściu zdobył kontaktowego gola w dwumeczu dla Rakowa. Częstochowianie złapali wiatr w żagle i ruszyli na rywali.

Jednak więcej okazji do zdobycia bramki dającej dogrywkę nie było. Raków miał czego żałować, bo stracone gole w tym dwumeczu były naprawdę kuriozalne. Tym samym nie będziemy oglądać poczynań mistrza Polski w Lidze Mistrzów, ale w Lidze Europy już tak!

Szczęście w Warszawie

Po pierwszym meczu w Danii Legia miała wszystko w swoich rękach, a jej atutem był rewanż na własnym boisku. Biorąc pod uwagę, że wcześniej oglądaliśmy 6 bramek, brak goli w premierowej odsłonie drugiego spotkania był dość zaskakujący.

Po przerwie gospodarze zadali cios rywalom. W 53. minucie dośrodkowanie Pawła Wszołka wykorzystał Tomas Pekhart, który uderzeniem głową otworzył wynik meczu. Dzięki tej bramce na tamten moment Legia była w fazie grupowej Ligi Konferencji Europy.

Jednak w 71. minucie FC Midtjylland miało dużo szczęścia, dzięki czemu doprowadziło do remisu. Strzał Paulinho wpadł do bramki warszawian po rykoszecie. Kacper Tobiasz był wobec niego bezradny

Mimo okazji obu stron więcej goli w regulaminowym czasie gry nie oglądaliśmy. 30 minut dogrywki również nie zmieniło wyniku, bo nie było w niej nawet jednej szansy bramkowej. Ostatecznie o wszystkim zadecydowały rzuty karne.

Jeżeli chodzi o same „jedenastki”, to zdecydowanie pewniej wykonywali je zawodnicy Legii. Kacper Tobiasz dwukrotnie był blisko udanej interwencji. Udało się za trzecim razem, kiedy to zatrzymał strzał Stefana Gartenmanna. Tym samym po loteryjnej końcowej rywalizacji wicemistrz Polski zameldował się w fazie grupowej LKE.

Tym samym po raz pierwszy od 8 lat w europejskich pucharach na jesień rywalizować będą dwa kluby z Polski. Będzie to dopiero trzeci sezon w historii, w którym dojdzie do takiej sytuacji. A mogłoby jeszcze lepiej, gdyby nie fatalna kompromitacja Lecha Poznań. Tym bardziej, że w 4. rundzie rywalem Kolejorza byłoby ukraińskie Dnipro.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *